Licytacja wyborcza. Najdroższe pomysły ma PO

Koszty obietnic złożonych przez polityków można szacować na dziesiątki miliardów złotych, z czego najdroższe okazują się pomysły PO. A kampania dopiero się rozkręca.

Publikacja: 17.05.2023 03:00

Dodatki na dzieci z programu Rodzina+ będą wynosić 800 zł – obiecuje premier Morawiecki PAP / Piotr

Dodatki na dzieci z programu Rodzina+ będą wynosić 800 zł – obiecuje premier Morawiecki PAP / Piotr Nowak

Foto: Piotr Nowak

Po tym jak Prawo i Sprawiedliwość obiecało Polakom podniesienie świadczeń na dzieci z 500 zł do 800 zł miesięcznie, główny konkurent PiS, Platforma Obywatelska, natychmiast wszedł w polityczną licytację. I zażądał podwyżki 500+ nie od stycznia 2024 r., tylko od czerwca 2023 r., a także podniesienia kwoty wolnej od podatku z 30 do 60 tys. zł.

Czytaj więcej

Problemy polskiego systemu pomocy rodzinie

Jaka dziura budżetowa

Bezpośrednie koszty dla budżetu tych dwóch najnowszych obietnic wyborczych są ogromne. Premier Mateusz Morawiecki sam wyliczał, że podwyżka dodatków na dzieci o 60 proc., do 800 zł, to dodatkowy wydatek rzędu 24 mld zł.

– Kwota wolna od podatku w wysokości 60 tys. zł to co najmniej 35 mld zł ubytku w dochodach budżetu z tytułu PIT – szacuje Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych. – A gdyby wszyscy podatnicy zarabiali tyle, by móc skorzystać z tej ulgi w całości, czyli do 5 tys. zł na miesiąc, to koszty wzrosłyby do nawet 90 mld zł.

Dudek wylicza, że tylko te dwie propozycje, które pojawiły się w przestrzeni publicznej w ciągu ostatnich trzech dni, mogą podnieść deficyt finansów publicznych do ok. 5,7 proc. PKB w 2024 r., co stawiałoby Polskę na pierwszym miejscu w UE pod względem wielkości dziury budżetowej.

Podwyżki, gdzie się da

Nie są to pierwsze, a zapewne i nie ostatnie, obietnice wyborcze. Warto tu przypomnieć choćby postulat podwyżek w sferze budżetowej, które już od jakiegoś czasu przedstawia i PSL, i Lewica, i PO. Jeśli podwyżki miałyby sięgnąć 20 proc., i dotyczyć wszystkich pracowników budżetówki, w tym urzędników, nauczycieli, pracowników służby zdrowia, wojska, policji itd., to z kasy państwa trzeba by wysupłać minimum 30 mld zł (kolejny ok. 1 proc. PKB).

Takie propozycje jak becikowe (w przypadku PO) czy żłobkowe (w przypadku Lewicy), czyli 1500 zł na opiekę nad dzieckiem w wieku do trzech lat, to wydatek rzędu 9–10 mld zł. Miliardowe ubytki w dochodach kasy państwa mogłyby też przynieść propozycja PSL dobrowolnego ZUS dla samozatrudnionych oraz brak opodatkowania pracy dodatkowej i w nadgodzinach. Za to Lewica podaje, iż budowa 300 tys. mieszkań w ciągu pięciu lat to koszt rzędu 100 mld zł (20 mld zł rocznie).

Czytaj więcej

Bogusław Chrabota: Lekcja społecznej hipokryzji

Pułapka populizmu

Hasła wyborcze Konfederacji to m.in. likwidacja 15 podatków, podwyżka kwoty wolnej od podatku do 12-krotności wynagrodzenia minimalnego (od lipca 2023 r. byłoby to ok. 43 tys. zł, bo minimalna płaca wzrośnie do 3600 zł brutto). Oznaczałoby to duże uszczuplenie wpływów do publicznej kasy, ale Konfederacja nie ukrywa, że chciałaby też zmniejszyć tzw. socjal, likwidując np. 13. i 14. emeryturę.

Co ciekawe, jeśli chodzi o źródła finansowania pomysłów, politycy zwykle wskazują albo ograniczenia w wydatkach (np. na nietrafione inwestycje w przypadku PO), albo uszczelnienie systemu podatkowego (jak to robi PiS). Prawda jest jednak taka, że koniec końców zwykle kończy się to wzrostem deficytu i długu – podkreślają zgodnie ekonomiści. I ostrzegają, że nakręcająca się licytacja wyborcza w Polsce zaczyna być coraz bardziej ryzykowna.

– Sytuacja w Polsce zaczyna przypominać Grecję, która także wpadła w pułapkę populizmu. Dwa silne ugrupowania przez lata ścigały się na obietnice i nawet jeśli zamieniały się miejscami w rządzie i opozycji, dalej naciskały na siebie, wymuszając nieodpowiedzialne ruchy. Doprowadziło to do kryzysu zadłużenia i kryzysu finansowego nie tylko w Grecji, ale też w całej Europie – ostrzega Sławomir Dudek.

Jakie granice

– Oczywiście wszystko, każdy prezent wyborczy, da się sfinansować. Pytanie tylko o cenę, jaką trzeba będzie wcześniej czy później ponieść – zaznacza też Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Psucie finansów publicznych jest procederem, którego koszty są odłożone w czasie. Warto przy tym mieć na uwadze, że realizacja większości obietnic wyborczych będzie wymagać zmiany reguł fiskalnych, bo ich obecny kształt nie pozwala na wzrost wydatków. A to doprowadzi do zmiany wrażliwości rynków finansowych i kosztów pożyczania – podkreśla Jankowiak.

Ekonomiści przestrzegają, by polityków nie zwiódł relatywnie niski dług publiczny w Polsce (który wynosi obecnie poniżej 55 proc. PKB, co jest niskim poziomem wobec wielu krajów rozwiniętych) czy też wciąż silny wzrost gospodarczy (ku zaskoczeniu ekonomistów w I kw. 2023 r. nasza gospodarka nie wpadła w recesję).

– Moim zdaniem granice „wytrzymałości” finansów publicznych są bliższe, niż nam się wydaje – komentuje Ryszard Petru z Instytutu Myśli Liberalnej, były prezes partii Nowoczesna. – Owszem, w sytuacji braku zagrożeń teoretycznie można zwiększać deficyt i dług. Ale gdy nastąpi jakaś katastrofa w skali globalnej, czego nie można przewidzieć, lecz też nie można wykluczać, to Polska przy obecnym populizmie gospodarczym może szybko stracić status „bezpiecznego” poziomu zadłużenia i wpaść w pułapkę niewypłacalności – zaznacza.

Budżet i podatki
Rok rządu: Andrzej Domański z oceną niejednoznaczną
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Budżet i podatki
Viktor Orbán grozi Komisji Europejskiej. Uwolnienie KPO, albo blokada budżetu UE
Budżet i podatki
Machina wojenna Putina pożera budżet Rosji
Budżet i podatki
Policjanci szykują wielki protest. „Żarty się skończyły”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Budżet i podatki
Policjanci ogłosili protest. Przyczyną zbyt niska podwyżka w budżecie