Sklejkę Pisz wziął Paged. Fabrykę Zapałek Czechowice – PCC Consumer Products z Warszawy. Wytwórnię Octu i Musztardy w Parczewie – słoweński Apis-Vita Podjetje. I tak z listy spółek Skarbu Państwa zniknęły symbole przewlekłości polskiej prywatyzacji. „Zamykając pewien rozdział w jej historii" – chciałoby się dodać, ale nie byłaby to prawda. Zostały przecież inne, wciąż czekające na inwestora.
Dziewięć prób od 1994 r. Wszystkie nieudane – to krótki bilans sprzedaży Zakładów Ceramicznych „Bolesławiec", kojarzonych na całym świecie z ręcznie malowanymi naczyniami w charakterystyczny biało-niebieski wzór. Niemcy, Włosi, Amerykanie nie mają pojęcia, że spora część kupowanych przez nich na prezent garnków, kubków i mis pochodzi państwowej w stu procentach firmy. Zresztą jakie ma to znaczenie, skoro nie różnią się niczym od konkurencyjnych wyrobów prywatnych? Jest ich na rynku sporo, bo techniki, stosowanej przed wojną m.in. w manufakturze Hugo Reinholda, której tradycje kontynuuje bolesławiecki zakład, nie opatentowano.
Niewiele brakowało, by właścicielem zatrudniającej 500 osób fabryki został Janusz Palikot. W 2003 r. powiązana z nim spółka Manufaktury Polskie była jedną z dziewięciu firm, które złożyły ofertę na zakup zakładu. „Bolesławiec" miał stać się zalążkiem sieci handlującej polskim rękodziełem w całej Europie. Resort skarbu przyznał jednak wyłączność negocjacyjną Andrzejowi Barnowskiemu, przedsiębiorcy z Nowego Jorku, odrzucając wszystkie pozostałe oferty. Biznesmen ze Stanów nie zapłacił za akcje w ustalonym terminie i przetarg unieważniono. Podobnie jak inne przetargi na akcje tej spółki, która w 2008 r. miała 784 tys. zł strat, ale w kolejnych latach wyszła na plus.
Przy ostatnim podejściu do sprzedaży „Bolesławca" w maju 2011 r. na placu boju zostało trzech inwestorów z branży budowlanej. Firmy z tego sektora interesują się fabryką od dawna, bo oprócz biało-niebieskiej ceramiki wytwarza m.in. – jak podaje resort skarbu - „wkłady kominowe uniwersalnego zastosowania w przekrojach kwadratowych i okrągłych z pełnym zakresem kształtek, umożliwiających budowę kompletnych ciągów kominowych" oraz „półrury i koryta kamionkowe, które znajdują zastosowanie w rolnictwie jako elementy żłobów". Co z tego, skoro żaden z chętnych nie złożył satysfakcjonującej ministerstwo oferty.
Skądinąd wiadomo, że sprzedaży firmy zewnętrznemu inwestorowi sprzeciwiają się mocno pracownicy. Boją się, że nowy właściciel mógłby zlikwidować zakład albo zmienić profil jego działalności. Poza tym sami mają chrapkę na fabrykę. Prosili nawet ministra, by dał im trzy lata na zebranie potrzebnego kapitału (według szacunków, ok. 10 mln zł). Jednak Ewa Michalak-Stasiak, przewodnicząca Związku Zawodowego Pracowników Zakładów Ceramicznych „Bolesławiec" nie chce wypowiadać się na ten temat przez telefon, bo – jak mówi – już próbowano się podszywać pod dziennikarzy. – Pytania o prywatyzację proszę kierować wyłącznie do ministerstwa – doda jeszcze, zanim bez pożegnania odłoży słuchawkę.