[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/10/01/beata-chomatowska-ustawa-kominowa-wciaz-czeka-na-odwaznych/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]To zasady ustalania wynagrodzeń członków zarządu i rad nadzorczych spółek z większościowym udziałem Skarbu Państwa. Idealne są w roli dodatkowego straszaka na sprawdzonych w prywatnym biznesie menedżerów, którzy chcieliby spróbować swych sił w firmach z państwowym rodowodem.

Anachroniczna ustawa, potocznie nazywana kominówką, wyznaczająca poziom ich uposażeń grubo poniżej rynkowej średniej, trzyma się mocno i nic nie wskazuje, by w najbliższym czasie czekały ją jakiekolwiek modyfikacje. Oparła się dotąd skutecznie już kilku próbom zmian. Posiada bowiem cudowną właściwość zjednywania sobie dotychczasowych przeciwników. Gdy chciał ruszyć ją PiS, obroniło PO; gdy zamach przypuściło PO, murem stanęli PiS, prezydent i lewica. Gdzieś w tle są – poniekąd uzasadnione – obawy, że uwolnione spod płacowego kagańca posady służyłyby zapewnieniu bezstresowego bytu partyjnych nominatów o często wątpliwych kwalifikacjach. Co kłułoby w oczy tym bardziej, gdy reszta społeczeństwa zaciska pasa.

Długa historia prób nowelizacji „kominówki” nie musi jednak mieć tak kiepskiego finału. Wystarczy odważnie sięgnąć po sprawdzone w świecie wzorce, znosząc archaiczne limity, ale uzależniając poziom płac od osiąganych wyników i różnicując je w zależności od typów spółek. Decyzje podejmowane przez szefa największego polskiego banku trudno wyceniać na równi z wysiłkami prezesa regionalnej mleczarni, choć obaj mają tego samego pracodawcę.