Rząd zgodził się w końcu poluzować zasady przyznawania inwestorom pomocy publicznej. Wprowadzone w tym tygodniu przez Radę Ministrów zmiany w „Programie wspierania inwestycji o istotnym znaczeniu dla gospodarki polskiej na lata 2011–2020" mają poprawić atrakcyjność Polski w oczach zagranicznych firm. Będzie im łatwiej sięgnąć po granty z budżetu państwa.
Do tej pory o rządowe wsparcie mogły starać się projekty warte co najmniej 1 miliard złotych i tworzące przynajmniej pół tysiąca nowych miejsc pracy. Teraz wystarczą nakłady w wysokości 750 mln zł oraz 200 etatów. A jeśli tych ostatnich inwestor utworzyłby 500, mógłby otrzymać pomoc, wydając o 250 mln zł mniej.
O granty będą mogły się ubiegać także firmy inwestujące w produkcję na terenie powiatów, gdzie stopa bezrobocia jest niższa niż 75 proc. średniej krajowej. Tu minimalne warunki określono na 500 mln zł nakładów przy utworzeniu 500 etatów lub 750 mln zł i 200 etatów.
Poprawiono ofertę dla sektora badawczo-rozwojowego. Starającym się o wsparcie przedsiębiorstwom zamiast dotychczasowych 3 mln zł nakładów inwestycyjnych wystarczy teraz 1,5 mln zł. Ministerstwo Gospodarki zaproponowało także pomoc dla projektów badawczo-rozwojowych wartych co najmniej 10 mln zł i tworzących co najmniej 35 nowych miejsc pracy dla osób z wyższym wykształceniem. Dodatkowe bonusy będą przysługiwać inwestorom na terenie Polski Wschodniej. Znowelizowany program zakłada wsparcie wyższe o 5 proc. na koszty inwestycji oraz 20-procentową premię na tworzenie nowych etatów.
– Dokonane przez rząd zmiany w programie to krok w dobrym kierunku – twierdzi specjalista ds. pomocy publicznej w Baker & McKenzie Łukasz Karpiesiuk. Jego zdaniem przy obecnym braku środków pomocowych z UE rządowe granty są teraz główną kartą przetargową w walce o zagranicznych inwestorów. I dalej nią pozostaną, bo w nowej unijnej perspektywie budżetowej środki na pomoc publiczną mogą się okazać znacznie niższe niż do tej pory. – Musimy być elastyczni w określaniu kryteriów pomocy publicznej dla firm, bo inaczej zmaleje nasza atrakcyjność inwestycyjna – zaznacza Karpiesiuk.