Nie sposób nie zauważyć, że były to trudne miesiące. Skupię się na jednym przykładzie. Okazało się, że ustawa o nieodpłatnej pomocy prawnej, która miała być szansą dla wielu profesjonalnych pełnomocników i ich klientów, o czym tak gorąco zapewniali jej autorzy, dziwnym trafem w toku pac legislacyjnych uległa metamorfozie. Sejm uchwalił ustawę, która prostą drogą może doprowadzić do bezrobocia tysięcy radców prawnych i adwokatów. Posłowie nie dość, że wprowadzili magistrów prawa do grona profesjonalnych zawodów prawniczych, to jeszcze rozszerzyli katalog osób uprawnionych do korzystania z bezpłatnej pomocy prawnej o miliony zupełnie dobrze sytuowanych Polaków, których swobodnie na nią stać. Nie będą zatem skłonni płacić za coś, co mogą mieć za darmo. W efekcie zaś radcy prawni i adwokaci będą mogli odwiesić togi do szafy i zarejestrować się jako bezrobotni. Stanie się tak niestety przy dość biernej postawie przedstawicieli władz samorządów radcowskiego i adwokackiego, którzy uczestniczyli w procesie stanowienia tego złego prawa. Na starcie niemal hołubili rzeczoną ustawę, ale teraz, nie mam wątpliwości, przystąpili do demonstracyjnych działań blokujących. Udzielają wywiadów, piszą sążniste artykuły – analizy, wręczają listy itp. Szkoda tylko, że dopiero na finiszu prac i raczej w wymiarze PR-owskim.

Teraz to raczej lament nad rozlanym mlekiem, choć kilka miesięcy wcześniej przespali dobry moment na niedopuszczenie do powstania tego złego projektu. Nie dopilnowali debaty w ministerstwie i procesu konsultacyjnego. Nie zrobili też nic, w momencie gdy zmieniono zapisy w trakcie jednego z posiedzeń Rady Ministrów. Mnie i moje koleżanki oraz moich kolegów z samorządu radców prawnych dziwi to tym bardziej, że w strukturze Krajowej Rady Radców Prawnych jest wyspecjalizowane eksperckie ciało dysponujące dużym budżetem i rzeszą specjalistów – Ośrodek Badań, Studiów i Legislacji, którego zadaniem jest m.in. uczestnictwo w procesie stanowienia prawa, zwłaszcza ustaw związanych z wykonywaniem naszego zawodu. Zignorowano też niestety nasz głos („Rzecz o Prawie" z 1 kwietnia 2015 r., felieton „Gdyby Polacy wiedzieli...").

Teraz wydaje się, że krzyk rozpaczy naszych decydentów ma przykryć ich własne zaniechania. Być może liczą oni, że uzyskamy coś w Senacie. Moim zdaniem niewiele – być może będzie to zawężenie katalogu osób, którym bezpłatna pomoc prawna przysługuje, bo obecne rozwiązanie zapewniające dobrodziejstwo tzw. prawa ubogich również dobrze sytuowanym jest ewenementem na skalę światową. Nie liczyłbym jednak na sukces w ograniczeniu uczestnictwa w tym systemie tzw. magistrów prawa. Tej zasadniczej dla nas kwestii nie przypilnowano, i to dawno temu. Teraz pozostaje nam tylko ronić łzy i rozpamiętywać gorycz porażki. Zwrócę uwagę, że przedstawiciele samorządu radcowskiego biorący udział w pracach nad ustawą rozpoczęli jawną ofensywę zmierzającą do zablokowania tego rozwiązania dopiero po medialnej wrzawie, której byli głównymi aktorami. Dotyczyła ona właśnie ich biernej postawy w kwestii prerogatyw „magistrów prawa" w projekcie ustawy. Trudno, stało się... – można by rzec. Wszak jeden z klasyków mawiał, że „prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie zaczyna". Nasi reprezentanci – przenosząc na grunt relacji z zawodów sportowych – na starcie i dobiegu słabiutko, wręcz nie na bieżni, ale wspólnie z organizatorem zawodów na trybunie, jak jacyś oficjele i VIP-y, ale już na finiszu zbiegli z trybuny honorowej, włożyli numery startowe, a niektórzy nawet koszulki liderów i biegną do mety. Duch sportowy widocznie wziął górę i walczą jak lwy, w błysku fleszy i świetle jupiterów, bo wiedzą, że media czekają na mecie, a tam jeszcze kwiaty z rąk pięknych modelek, szampan, medale i kawior. Na szczęście media pokazują przeważnie przebieg zawodów sportowych w całości i chwała im za to, bo dzięki temu wiemy, że nasi reprezentanci w trakcie dostępnych online obrad komisji sejmowych jasno się wypowiedzieli, że oni już walczyć nie będą, bo zależy im na szybkim wejściu w życie ustawy. Dlatego słowa podziękowania tysięcy radców prawnych należą się mediom. Dzięki nim wiemy, komu kibicować.

Autor jest wicedziekanem Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie