
Asghar Farhadi: Nasze społeczeństwo nie stoi w miejscu. Coraz więcej kobiet, zwłaszcza młodych, pochodzących z klasy średniej, chce decydować o sobie i aktywnie żyć. Dwadzieścia lat temu nie miały głosu, dzisiaj coraz częściej się buntują, dążą do niezależności i walczą o swoje prawa.
To jest nie do powstrzymania.

Całe „Rozstanie" jest odpowiedzią na to stwierdzenie. Ale ten film nie jest ilustracją encyklopedycznego hasła „życie w Iranie". To moje subiektywne spojrzenie na współczesność. Na świat, w którym zwyczajni ludzie muszą kłamać. Zresztą moi bohaterowie czasem nawet nie kłamią. Oni po prostu nie mogą powiedzieć prawdy.

W Iranie zakazy i nakazy cenzury stale się zmieniają. Są restrykcje polityczne, religijne, także obyczajowe, bo nie wolno pokazywać gwałtu, seksu. Ale mam głębokie przekonanie, że robię uczciwe filmy. I mogą je zrozumieć zarówno młodzi ludzie i studenci wypełniający sale kinowe w Iranie, jak i publiczność międzynarodowa.

Nie jestem politykiem, tylko filmowcem, a kino nie jest instrumentem politycznym, lecz sztuką. Wierzę, że jako artysta powinienem zadawać pytania, szukanie odpowiedzi pozostawiając odbiorcom. Ważne, by ludzie myśleli, by uczyć ich krytycznej postawy.

Nie chcę nikomu narzucać własnego spojrzenia. Widzowie mają prawo do swoich refleksji. W Iranie moje obrazy przyjmowane są jako opowieści obyczajowe. W Europie wszyscy pytają mnie o politykę. A ja wolę nakręcić w swoim kraju następny film, niż błyszczeć odwagą podczas konferencji prasowych.