Benedykt XV: Papież, który zabronił bić w dzwony

Gdy wybuchła I wojna światowa, tylko Benedykt XV wzywał do zaprzestania walk. Ogarnięte nacjonalistycznym szaleństwem narody, przywódcy polityczni, a nawet hierarchowie kościelni pozostali jednak głusi na apele Watykanu.

Aktualizacja: 17.02.2019 11:13 Publikacja: 14.02.2019 15:50

Benedykt XV: Papież, który zabronił bić w dzwony

Foto: AFP

3 września 1914 r. papiescy krawcy wylewają z siebie siódme poty. Żadna z przygotowanych przez nich białych sutann, nawet ta w rozmiarze S, nie pasuje na wybranego na konklawe elekta. Na dodatek szczupła sylwetka kardynała Giacomo della Chiesa idzie w parze z wyjątkowo niskim wzrostem – tylko 155 cm. Jego wybór pachnie sensacją. Zaledwie dwa miesiące wcześniej otrzymał kapelusz kardynalski uprawniający go do udziału w konklawe. Tymczasem po trzech dniach i dziesięciu głosowaniach opuszcza je w przydługawej i za szerokiej białej sutannie. Nowy papież, który przybiera imię Benedykt XV, reprezentuje wprawdzie godność monarszą, ale urzeka osobistą skromnością. Wkrótce będzie można zobaczyć, jak w ogrodach watykańskich pcha wózek inwalidzki z bratem, którego po wylewie ściągnął do Watykanu.

Nowy pontifeks w ogóle zdaje się obcym elementem w łonie Kościoła. Wszędzie chrześcijanie dają się porwać bogowi wojny. Monarchia Habsburgów z arcykatolickim cesarzem Franciszkiem Józefem wypowiedziała wojnę prawosławnej Serbii. Niemiecka armia ewangelickiego Wilhelma II wlewa się do katolickiej Belgii. Jej ofiarą staje się ludność cywilna. Płonie kolebka humanizmu europejskiego, najstarszy we Flandrii katolicki uniwersytet w Lowanium. Chrześcijańska Francja powstrzymuje teutońską nawałnicę w Wogezach. Na Bliskim Wschodzie, w Syrii i Libanie, Turcy osmańscy urządzają krwawą jatkę tamtejszym chrześcijanom. Wszędzie monarchowie „z bożej łaski" i rządzący politycy wysyłają podwładnych w ramiona śmierci. Przekonani o słuszności swojej sprawy i krótkim czasie trwania wojny. „Nim w jesieni spadną liście, wrócicie do domów" – tak z początkiem sierpnia 1914 r. cesarz Wilhelm zapewnia udające się na wojnę pułki. Duchowni błogosławią maszerujące na front oddziały, świecą karabiny i armaty. W kościołach rozbrzmiewają modły o zwycięstwo własnego oręża, wieże kościelne kołyszą się od marsjańskiego bicia w dzwony. Dwie trzecie katolików świata jest uwikłanych w globalny konflikt: 124 mln po stronie ententy, 64 mln po stronie państw centralnych.

Jedynie z Watykanu rozlega się głos wzywający do zaprzestania krwawej młócki. Benedykt XV toczącą się wojnę przeżywa jak osobistą tragedię. Dlatego koronacja papieska nie odbywa się z fanfarami w monumentalnej bazylice św. Piotra, ale w ciszy Kaplicy Sykstyńskiej. Dwa miesiące po objęciu urzędu i trzy po wybuchu I wojny światowej ogłasza encyklikę, w której wzywa do zakończenia morderczych zapasów i potępia nacjonalizm. Pół roku później deklaruje neutralność Watykanu wobec obydwu stron zbrojnego konfliktu. Jako ojciec wszystkich katolików nie może przecież opowiedzieć się po żadnej ze stron. Tak w odmętach I wojny światowej papież uczynił Watykan pokojowym mocarstwem i napędzającą światowy pokój sprężyną.

Drugi Czerwony Krzyż

Benedykt XV nawiązywał do XIX-wiecznej pacyfistycznej tradycji Watykanu, kształtując jej oblicze w sekularyzującym się i wielowyznaniowym świecie. Chociaż Państwo Kościelne do końca swoich dni w 1870 r. było uprawnione do prowadzenia polityki także na drodze oręża, to już podczas wojen napoleońskich papież częściej trzymał w dłoniach gałązkę oliwną niż miecz. I odmówił przystąpienia do blokady kontynentalnej wymierzonej w Wielką Brytanię. Jeszcze większe rozczarowanie wywołała u Włochów odmowa papieża Piusa IX (1846–1878) dla wsparcia ich narodowowyzwoleńczej walki przeciwko Habsburgom. Pacyfistyczna linia Watykanu, forsowana konsekwentnie przez kolejnych papieży, w tym zwłaszcza Leona XIII (1878–1903), nie przypadła do gustu europejskim mocarstwom. Najbardziej Królestwu Italii, które nie dopuściło Watykanu do uczestnictwa w konferencjach pokojowych w Hadze w 1899 i 1907 r. A po przystąpieniu do I wojny światowej wymogło od swoich nowych sojuszników, Anglii, Francji i Rosji, wykluczenie Stolicy Apostolskiej z rokowań pokojowych w Wersalu.

Tymczasem Benedykt XV przez cały okres wojny starał się nie tylko przywrócić pokój, ale i zapewnić ofiarom walk pomoc humanitarną. Papieskie nuncjatury wyszukiwały zaginionych na frontach oficerów i żołnierzy, żyjącym dostarczały żywność i lekarstwa. Romain Rolland nazwał Watykan w latach wojny „drugim Czerwonym Krzyżem". By zachować pozycję neutralnego rozjemcy oraz zagwarantować wewnętrzną jedność Kościoła, papież jak ognia unikał komentowania bieżących wydarzeń na froncie czy potępiania niekwestionowanych aktów gwałtu i przemocy. Stąd długo wstrzymywał się z napiętnowaniem wszczętej przez Niemcy wojny podwodnej, naruszającej międzynarodowe konwencje, gdyż wymierzonej w cywilny transport morski.

Ale głowa Kościoła powściągnęła emocje i zachowała bezstronność także wtedy, kiedy alianci odbili Jerozolimę z rąk tureckich. Choć zakończenie panowania muzułmanów w świętym mieście przyniosło koniec dyskryminacji innych religii, w tym katolickiej, i choć w Rzymie, stolicy alianckich Włoch, dzwony hucznie rozgłaszały zwycięstwo, to dzwony bazyliki św. Piotra wymownie milczały.

Papieskie inicjatywy pokojowe poniosły jednak fiasko. Szczególnie bolesna dla Benedykta okazała się jego bezsilność w zażegnaniu konfliktu między dwoma katolickimi krajami, Włochami i monarchią Habsburgów. Papieski emisariusz do Wiednia, Eugenio Pacelli, późniejszy papież Pius XII, w 1915 r. wrócił do Rzymu, nie odnosząc sukcesu. Cesarz Franciszek Józef nie zgodził się na ustępstwa terytorialne. Ale nawet trzy lata później, już w obliczu upadku Austro-Węgier wstrząsanych konwulsyjnymi ruchami narodowościowymi, cesarz Karol II też nie był skłonny do negocjacji z Włochami przy pośrednictwie Watykanu. Cena, jaką musiałby zapłacić – oddanie zdobyczy terytorialnych – wydała mu się za wysoka.

Podobnie zakrojona na dużą skalę ofensywa dyplomatyczna Benedykta z lata 1917 r. spaliła na panewce. Zainaugurowała ją nota pokojowa z 1 sierpnia. „Czy cywilizowany świat musi zamienić się w pole pełne trupów? Czy pchana szaleństwem Europa ma zadać sobie samobójstwo" – pytał zrozpaczony papież. Jego propozycja wzywała do zawarcia pokoju bez zwycięzców i zwyciężonych. I postulowała, by „zastąpić materialną przemoc oręża moralną siłą prawa". Ale właśnie dlatego, że nota wykluczała nabytki terytorialne z okresu wojny, trafiła na makulaturę, gdyż żadne z mocarstw nie kwapiło się, by zrezygnować ze swoich zdobyczy. Jak Cesarstwo Niemieckie miało oddać okupowaną Belgię, Alzację-Lotaryngię i Kongresówkę? Jak zrezygnować z nałożonych kontrybucji i reparacji? Jak zgodzić się na międzynarodowy arbitraż? Jak w toczącej się od trzech lat śmiertelnej młócce rządy miały wytłumaczyć swoim obywatelom, że trupy ich najbliższych muszą zostać poświęcone na ołtarzu jakiegoś nikczemnego zawieszenia broni? Tu właśnie należy doszukiwać się różnic w pojmowaniu konfliktu zbrojnego przez Benedykta XV i państwa uwikłane w wojnę. W przeciwieństwie do święcącego triumfy na kontynencie militaryzmu oraz gloryfikacji wojny Benedykt pojmował ją dosadnie jako „krwawą jatkę" i „samobójczą rzeź Europy".

Długofalowo swoją pokojową polityką Benedykt XV umocnił międzynarodowy prestiż papiestwa, co po zakończeniu wojny wyraziło się nawiązaniem przez Watykan stosunków dyplomatycznych z licznymi państwami. Przede wszystkim z Włochami, rozwiązując trwający od 1870 r. spór. Ale krótkofalowo wskutek dezaprobaty stron wojennego konfliktu papież wykluczył się z uczestnictwa w rokowaniach pokojowych w Wersalu. Stolica Apostolska nie została również zaproszona do Ligii Narodów, protoplasty ONZ, powstałej na zgliszczach powersalskiej Europy.

Kościoły narodowe wobec wojny

Kotłująca się w mieszance nacjonalizmów wojna postawiła narodowe kościoły walczących ze sobą państw przed nie lada dylematem: wyborem lojalności albo wobec ich duchowego zwierzchnika w Rzymie, albo wobec własnych wyznawców, ogarniętych nacjonalistycznym żarem. Wszystkie bez wyjątku wybrały więzy łączące je ze swoją nacją lub monarchą. To tłumaczy też, dlaczego u progu wojny w warszawskiej katedrze rozbrzmiewało mniej lub bardziej szczerze „Te Deum" za rosyjskiego cara, podczas gdy arcybiskup pruskiego Poznania Likowski zapewniał Wilhelma II o lojalności katolickich Polaków wobec kajzera.

Nic dziwnego, że pokojowa polityka Benedykta XV podczas wojny nadwerężyła stosunki Watykanu z lokalnymi kościołami. Te, ogarnięte nacjonalistycznym szałem, w papieskiej ofercie pokoju dopatrywały się jedynie upokorzenia. Już na samym początku wojny katolicy w Belgii oczekiwali od Benedykta XV zdecydowanego potępienia niemieckiego agresora, tym bardziej że na antyniemieckiego lidera w kraju wyrósł jego katolicki prymas Desiere-Joseph Mercier.

W katolickiej monarchii Habsburgów neutralność Stolicy Apostolskiej interpretowano jako zdradę. A już szczególnie od maja 1915 r., kiedy Italia weszła do wojny po stronie Anglii i Francji. Cesarz Franciszek Józef poczuł się tak bardzo urażony, że nie przybył na ceremonię wręczenia kapelusza kardynalskiego nowemu nuncjuszowi w Wiedniu. Rząd austro-węgierski zdeptał też święte prawo nuncjusza do nienaruszalności tajemnicy jego korespondencji. Od dyplomatycznych zniewag istotniejsze były jednak polityczne żądania cesarza, domagającego się od Watykanu przeciwstawienia się narodowym separatyzmom, które rozsadzały od środka jego monarchię. Watykan wprawdzie długo opowiadał się za nienaruszalnością terytorialną Austro-Węgier, lecz nie mógł w nieskończoność przymykać oczu na polityczne realia. W czerwcu 1918 r. wydelegował do Polski Achille Rattiego, późniejszego papieża Piusa XI, co oznaczało uznanie prawa do przyłączenia Galicji do tworzącego się państwa polskiego. Kiedy wybiła ostatnia godzina monarchii habsburskiej, Watykan uznał prawa Czechów i narodów bałkańskich do tworzenia własnych państw, erygując narodowe siedziby biskupów dla Czechów i Słoweńców. Owszem, w ostatnich tygodniach wojny papież próbował ratować szczątki imperium cesarza Karola Habsburga, nakłaniając go do przyjęcia 14 punktów orędzia prezydenta USA Wilsona. Kalkulacja papieża? Karol odzyska tron najpierw w Budapeszcie, potem w pozostałej części byłego imperium. A razem z Polską i Niemcami przeciwstawi się nawale bolszewickiej, największemu zagrożeniu dla cywilizacji Zachodu. Na taką układankę Karol okazał się jednak za tępy.

Pokojowa polityka Benedykta skonfliktowała go też z napędzanymi nacjonalizmem Niemcami, Francją i Italią. We wszystkich tych państwach katolickie masy hołdowały nawet przekonaniu, że zwycięstwo ich narodów w wojnie polepszy wewnętrzne położenie Kościoła katolickiego. Jego sytuację w Niemczech, Francji i Italii określał konflikt z dominującymi prądami liberalizmu i antyklerykalizmu, co spychało katolików na margines społeczny. W aktywnym udziale w wojnie prowadzonej pod narodową flagą patriotyczni katolicy dopatrywali się szansy na uzyskanie społecznego dowartościowania.

Szczególnie dotyczyło to Francji. W Paryżu na czele narodowego gremium odpowiedzialnego za wojenną propagandę stanął rektor Instytutu Katolickiego, późniejszy kardynał i członek Akademii Francuskiej, Alfred Baudrillart. Szacowne zgromadzenie nie wahało się opublikować książki, w której niemieckim braciom w wierze zarzucono bycie złymi katolikami. Identyfikacja francuskich katolików z walczącym narodem zaszła tak daleko, że Baudrillart zaryzykował otwarty konflikt z papieżem. Odmówił Benedyktowi prawa do przejęcia roli pośrednika wobec rządu francuskiego. Jednocześnie z ambony Notre Dame oświadczył, że francuscy katolicy nie posłuchają pokojowego wezwania Benedykta. „Jesteśmy synami, którzy mówią »nie!«" – zagrzmiało pod sklepieniem najznaczniejszej świątyni we Francji.

W takie same nacjonalistyczne dzwony bito po drugiej stronie Renu. W Niemczech Ludowy Związek Katolicki, zrzeszający prawie milion członków, stał w pierwszym szeregu orędowników wojny i uprawiał na użytek wewnętrzny polityczno-szowinistyczną demagogię. Gloryfikował rzekome pokojowe intencje cesarza Wilhelma II i w najczarniejszych kolorach malował wroga, oskarżając Anglię o diaboliczną chęć zniszczenia Niemiec. O ton subtelniej wyrażał się niemiecki episkopat. Wprawdzie nie odcinał się od pokojowych propozycji papieskich, jednak realnie odbierał im szansę zaistnienia. Przy czym hierarchia kościelna w mniejszym stopniu kierowała się przesłankami politycznymi niż emocjonalną identyfikacją z narodem, dokonując teologicznej ekwilibrystyki. Biskup Spiry Michael von Faulhaber zaliczył „ojczyznę" w poczet świętych imion, argumentując, że „Bóg zwie się ojcem". Koloński kardynał Felix Hartmann pouczał swoich diecezjan w 1916 r.: „Toczy się walka o wielką stawkę – o przetrwanie ojczyzny. I żadna ofiara nie jest za wysoka. Obowiązkiem każdego Niemca jest ratowanie naszej niemieckiej kultury, która zajaśniała w słońcu chrześcijaństwa i która teraz jest zagrożona światową pożogą wywołaną przez naszych zaciekłych wrogów". Ale już po sławnej nocie pokojowej Benedykta XV z sierpnia 1917 r. niemiecki episkopat uderzył w ostre tony, nazywając ideę pokoju „judaszowym srebrnikiem i zdradą cesarza Wilhelma".

Gdy w listopadzie 1918 r. umilkły działa, bitewne pola Europy pokryły tysiące trupów, a po europejskich miastach przewalały się dziesiątki inwalidów, niemieccy hierarchowie zrewidowali swoje wcześniejsze hurrapatriotyczne poglądy. Podobnej metamorfozie, jakiej na kartach Nowego Testamentu doznał Szaweł, który zamienił się w Pawła, uległ kardynał Faulhaber, wtedy już arcybiskup Monachium. Choć jeszcze w 1915 r. przekonywał o świętym prawie Niemców do prowadzenia wojny obronnej, to w 1932 r. odciął się od swoich wypowiedzi i oświadczył, że nie można powoływać się na jego kazania czy listy pasterskie z okresu wojny. Jednocześnie stanął w pierwszym szeregu zwolenników pokojowej polityki Watykanu prowadzonej przez następcę Benedykta, Piusa XI (1922–1939).

Kontynuatorzy Benedykta XV

Wyrzeźbiona w realiach I wojny światowej pokojowa opcja Watykanu należy do nielicznych pozytywnych osiągnięć cywilizacyjnych, które zrodziły się podczas totalitarnej katastrofy Europy i na kolejne dekady wyznaczyły tory dyplomacji papieskiej, weryfikując przy okazji w nauce Kościoła moralno-teologiczną egzegezę wojny. Jeśli w latach 1914–1918 działania zbrojne jeszcze tradycyjnie określano jako „karę bożą" i formę „pokuty", to żniwo śmierci i rozmiary spustoszenia zmusiły biskupów do zaniechania nadawania im tej teologiczno-moralnej wykładni. Następcy Benedykta XV pozostaną wierni jego pokojowej linii. To na nim będzie się wzorował w latach II wojny światowej Pius XII (1939–1958), przejmując światowy arbitraż i rolę mediatora między Hitlerem a aliantami, co zresztą w połączeniu z brakiem jednoznacznego potępienia Holokaustu ściągnie na niego podejrzenia o pronazistowskie sympatie. Paweł VI (1963–1978), uczeń Piusa XII i wielbiciel Benedykta XV, podobnie będzie mediował podczas amerykańskiej interwencji w Wietnamie.

Możliwe, że do wykrystalizowania się pokojowej polityki Watykanu katalizator w postaci katastrofy lat 1914–1918 w ogóle nie był potrzebny. Skoro I wojna światowa położyła kres cywilizacji europejskiej, to nie na zasadzie niespodziewanego uderzenia trąby powietrznej, lecz jedynie w wyniku przyspieszenia zmian, których zalążki społeczeństwa europejskie już w sobie nosiły. Gwałtowność owych zmian, upadek czterech wielkim imperiów: niemieckiego, rosyjskiego, habsburskiego i otomańskiego, pojawienie się komunizmu, w Niemczech i Italii faszyzmu, wykrystalizowanie się dwóch partii robotniczych: socjaldemokracji i komunistów – to wszystko zadecydowało jednak o trudnościach w przystosowaniu się powojennych społeczeństw do nowych realiów. W ten sposób I wojna światowa nie rozwiązała narosłych w Europie napięć i sprzeczności. Mimo militarnego zwycięstwa krajów demokracji zachodniej, Anglii i Francji, demokratyczny ład powojenny nie mógł się zakorzenić, podczas gdy najbardziej toksyczne impulsy przecinające kontynent wzdłuż i wszerz, narodowe nacjonalizmy, nabierały w latach 20. jeszcze bardziej trujących oparów. W końcu utorowały drogę politycznym gangsterom: Hitlerowi, Stalinowi, Mussoliniemu. I zaprowadziły kontynent na skraj jeszcze większej przepaści. Z tymi demonami przyszło po I wojnie światowej paktować Kościołowi katolickiemu.

3 września 1914 r. papiescy krawcy wylewają z siebie siódme poty. Żadna z przygotowanych przez nich białych sutann, nawet ta w rozmiarze S, nie pasuje na wybranego na konklawe elekta. Na dodatek szczupła sylwetka kardynała Giacomo della Chiesa idzie w parze z wyjątkowo niskim wzrostem – tylko 155 cm. Jego wybór pachnie sensacją. Zaledwie dwa miesiące wcześniej otrzymał kapelusz kardynalski uprawniający go do udziału w konklawe. Tymczasem po trzech dniach i dziesięciu głosowaniach opuszcza je w przydługawej i za szerokiej białej sutannie. Nowy papież, który przybiera imię Benedykt XV, reprezentuje wprawdzie godność monarszą, ale urzeka osobistą skromnością. Wkrótce będzie można zobaczyć, jak w ogrodach watykańskich pcha wózek inwalidzki z bratem, którego po wylewie ściągnął do Watykanu.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił