W lesie pod wsią Rapa koło Gołdapi na Mazurach stoi niewielka kwadratowa kaplica grobowa zwieńczona wysokim dachem w kształcie piramidy. Jest to jeden z najbardziej osobliwych zabytków Mazur.
Znajdują się w niej trumny ze zmumifikowanymi ciałami członków rodziny von Fahrenheit, która miała nieistniejący już dziś majątek w oddalonych o 2 kilometry Małych Bejnunach. W latach 70. XX wieku, gdy w pobliskim PGR zdychały krowy, pozbawiono mumie głów, co miało zapobiec chorobie bydła. W związku z tym, Nadleśnictwo Czerwony Dwór zamurowało wejście do grobowca, wstawiono wtedy także kraty w okna. W ubiegłym roku ekipa archeologów z Uniwersytetu Warszawskiego weszła do piramidy w Rapie
- Na ziemi porozrzucane były szczątki ludzkie, niektóre trumny były mocno uszkodzone. Uporządkowanie trumien i szczątków pozwoliło na ustalenie, że we wnętrzu piramidy pochowanych jest pięcioro dorosłych — w tym trzy ciała są zmumifikowane — i dwoje dzieci. Dotąd sądzono, że we wnętrzu spoczywa jedno dziecko, trzyletnia córka budowniczego piramidy Johanna Friedricha Wilhelma von Fahrenheit. Nie wiadomo, kim jest drugie dziecko — powiedział wtedy Janusz Janowski z Pracowni Skanerów 3D Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Naukowcy ustalili, że budowniczy piramidy w Rapie był spokrewniony z gdańszczaninem Fahrenheitem, twórcą skali termometrycznej, był on stryjecznym dziadkiem budowniczego piramidy.
Archeolodzy, dzięki badaniom elektrooporowym we wnętrzu i na zewnątrz, wykluczyli podpiwniczenie piramidy, w związku z tym mają nadzieję, że to pozbawi ochoty do penetracji tego miejsca poszukiwaczy skarbów. Jednak archeologów zatrwożył stan techniczny budynku: ze sklepienia odpadło wiele cegieł, niektóre z nich uszkodziły szczątki i trumny.