Rządowe i poselskie inicjatywy ustawodawcze dotyczące szerszego dostępu do zawodów prawniczych służyć mają, jak rozumiem, zwiększonemu dostępowi do pomocy prawnej. Tak postrzegany cel tych inicjatyw zbieżny jest ze stanowiskiem nowego ministra sprawiedliwości („Dziennik” z 23 stycznia). Na pytanie dziennikarza o otwarcie korporacji minister Andrzej Czuma udzielił odpowiedzi pośredniej, wskazując na problem społeczny, jakim jest utrudniony obecnie dostęp do taniej pomocy prawnej.
Takie podejście ministra do sprawy zasługuje na całkowite zrozumienie i poparcie, również ze strony samorządów prawniczych zawodów zaufania publicznego. Nie mogą one nie włączyć się aktywnie w rozwiązywanie problemu. Inne niż konstruktywne zachowanie samorządów byłoby ich katastrofą.
[srodtytul]Wiarygodność rozwiązań[/srodtytul]
Optymalne i stabilne uregulowanie prawne tej kwestii wymaga jednak sprawdzenia danych dotyczących choćby liczby prawników mogących już obecnie świadczyć pomoc prawną przypadających na liczbę ludności w Polsce. Oficjalne i profesjonalne raporty w tej sprawie nie wskazują, bowiem wcale, że wleczemy się w ogonie Europy. Wręcz przeciwnie – plasujemy się w środku, i to przed znacznie bardziej niż Polska rozwiniętymi krajami i społeczeństwami. Wystarczy spojrzeć do sporządzanego za rządów Prawa i Sprawiedliwości raportu Banku Światowego i NBP (oficjalnie prezentowanego na konferencjach prasowych ówczesnego ministra sprawiedliwości wiosną 2006 r.). Ośrodek Badawczy KRRP zgromadził w tej sprawie dane wynikające z raportów składanych Radzie Stowarzyszeń i Adwokatur Europejskich (CCBE).
Za prawdziwe dane uważam również naturalną wiedzę o sytuacji na rynku pracy prawników, szczególnie absolwentów wydziału prawa, i to spowodowaną nie brakiem dostępu do zawodów radcy prawnego czy adwokata, ale faktycznym popytem na usługę prawnika w Polsce. Dostęp do prawa to nie tylko możliwość skorzystania z taniej pomocy prawnej, ale też dostęp do sądu, gdy na przeszkodzie stoją choćby jedne z najwyższych w Europie opłaty sądowe (średnio wyższe są tylko w Słowacji i Norwegii, ale tylko przy drobnych co do wartości sprawach). To samo dotyczy infrastruktury instytucji publicznych, gdzie koncentrują się życiowe sprawy obywateli, jak choćby instytucje ubezpieczeń społecznych (regionalizacja oddziałów ZUS powoduje np. konieczność wędrówek ludności wiejskiej i małych miasteczek do wielkich, zatłoczonych aglomeracji i potężnych siedzib tej instytucji). To także kwestia rozmieszczenia sądów rejonowych i ich wydziałów grodzkich (ostatnio toczy się również dyskusja nad ich reformą i reorganizacją).