Wojna za wschodnią granicą i jej skutki w postaci m.in. inflacji sprawiły, że sytuacja gospodarcza w Polsce stała się niepewna. Może to oznaczać ryzyko niespłacania swoich zobowiązań, a w skrajnym wypadku – upadłość firmy.
Na o wskazują zresztą statystyki Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej. W 2022 roku liczba niewypłacalnych spółek (tj. ogłaszających upadłość lub zmuszonych do przeprowadzenia formalnej restrukturyzacji) wzrosła do rekordowych 2739 przypadków, czyli o 21 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Firma ubezpieczeniowa Allianz Trade prognozuje, że w tym roku będzie jeszcze gorzej – liczba niewypłacalnych firm ma wzrosnąć o kolejne 30 proc., a więc do około 3,5 tys.
W takiej sytuacji dwie kancelarie prawne – Grant Thornton i Filipiak Babicz – zapytały członków zarządów dużych firm o to, jak podchodzą do ryzyka niewypłacalności i czy znają konsekwencje personalne dla kadry zarządzającej. Badanie przeprowadzono w kwietniu 2023 r. na próbie 100 członków zarządu średnich i dużych prywatnych firm (powyżej 50 pracowników).
Okazało się, że aż 78 proc. badanych podmiotów w ogóle nie obawia się niewypłacalności lub nie ma na ten temat zdania. Dzieje się tak, mimo że równocześnie ankietowani dostrzegają ryzyko upadłości swoich partnerów biznesowych. Ponad połowa ankietowanych (52 proc.) przyznaje, że bankructwo ich dostawców lub odbiorców jest możliwe, a kolejne 12 proc. – że bardzo realne.
Śpią spokojnie
Większość zarządów przyznaje, że nie działa u nich systemowa analiza sytuacji firmy pod kątem wystąpienia przesłanek upadłości. Tylko jedna trzecia deklaruje, że tak właśnie postępuje, 29 proc. tego nie robi, a 38 proc. nie ma zdania w tej kwestii (co również może wskazywać na nieświadomość problemu).