Tak wynika z orzeczenia Sądu Najwyższego. Rozpatrywał on ostatnio odwołanie nauczycielki języka angielskiego, która zajmowała się edukacją dzieci w kilku przedszkolach. Jej umowa zawierana z tymi placówkami przewidywała rezultat w postaci inscenizacji bajki w języku angielskim przy udziale dzieci. Prowadzone z nimi wcześniej dwa razy w tygodniu lekcje miały je przygotować do tej inscenizacji. Miały wtedy poznać niezbędne w przedstawieniu słownictwo i opanować przygotowany wcześniej autorski scenariusz. Zakład Ubezpieczeń Społecznych uznał, że nie były to umowy o dzieło wolne od składek, raczej umowy o świadczenie usług, z których przychód podlega obowiązkowi zapłaty składek na ubezpieczenia społeczne.
Sąd okręgowy, do którego trafiła ta sprawa, potwierdził prawidłowość rozstrzygnięcia urzędników ZUS. Zdaniem sędziów wynagrodzenie nauczycielki nie zależało od rezultatu w postaci zrealizowanego przez nią przedstawienia. Nie doszło też do odbioru dzieła w myśl kodeksu cywilnego.
Sąd apelacyjny, do którego odwołała się nauczycielka, potwierdził prawidłowość rozstrzygnięcia sądu niższej instancji. Uznał, że trudno przyjąć, iż poszczególne zajęcia miały na celu przygotowanie dzieci wyłącznie do inscenizacji. Zdaniem sędziów zamykała ona jedynie pewien etap procesu dydaktycznego. Treścią zobowiązania nauczycielki było nauczanie języka angielskiego w grupach przedszkolnych. Zajęcia odbywały się zgodnie z harmonogramami ustalonymi z dyrektorami placówek. Istotą umów było więc świadczenie usług polegających na nauczaniu przedszkolaków, tj. wykonanie szeregu powtarzających się czynności, bez względu na rezultat, jaki przyniosły.
Efekty tych zajęć nie były pewne dla nauczycielki, ponieważ poszerzenie wiedzy dzieci nie zależało wyłącznie od lektorki. Zajęcia z dziećmi stanowiły po prostu formę nauczania i utrwalania zdobytej wiedzy z zastosowaniem autorskiej, opracowanej przez nauczycielkę, metody dydaktycznej. Zdaniem sędziów także scenariusze przedstawienia nie stanowiły dzieła, gdyż były przez cały czas dostosowywane do możliwości dzieci i postępów, jakie robiły podczas zajęć.
Zdaniem sądu apelacyjnego za uznaniem tych umów za zlecenia, a nie dzieła, przemawiała również częstotliwość wypłaty wynagrodzeń (odbywało się to regularnie co miesiąc), a także fakt, że ich wysokość była uzależniona od liczby przeprowadzonych zajęć i czasu ich trwania.