Kerry i Timmermans: Wspólny wyścig ze zmianami klimatu

USA i UE razem będą przewodzić rewolucji energetycznej – opowiadają John Kerry, specjalny wysłannik prezydenta USA ds. zmian klimatu, i Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE ds. Europejskiego Zielonego Ładu.

Publikacja: 10.03.2021 21:00

„Polska będzie jednym ze zwycięzców udanej transformacji, ma ogromny potencjał inżynieryjny”

„Polska będzie jednym ze zwycięzców udanej transformacji, ma ogromny potencjał inżynieryjny”

Foto: AFP

Kiedy spojrzymy na najnowsze dane Międzynarodowej Agencji Energii, widzimy wzrost emisji CO2 nawet w czasach pandemii i związanego z nią spowolnienia gospodarczego. Co to oznacza dla negocjacji międzynarodowych przed szczytem klimatycznym w Glasgow w listopadzie?

John Kerry: Pilność działania rośnie. Jeśli nie ograniczymy emisji CO2 między 2020 a 2030 r., to utrzymanie wzrostu temperatury na Ziemi w granicach 1,5 st. Celsjusza (cel z Porozumienia Paryskiego z 2015 r. – red.) jest prawie niemożliwe. Podobnie jak osiągnięcie zerowej emisji netto do 2050 r. Ważne jest zatem, żeby wszystkie światowe potęgi, w tym USA, ale też Chiny, Indie, Rosja, redukowały emisję. Wielcy truciciele muszą połączyć siły w Glasgow. Jeśli tego nie zrobimy, to nie ma cudu, żebyśmy osiągnęli cele klimatyczne.

Frans Timmermans: To rzeczywiście jest bardzo niewiele uchylone okno możliwości, żebyśmy razem ustalili cel nie tylko na 2050 r., ale także na najbliższe dziesięć lat. Jako UE proponujemy 55 proc. redukcji emisji CO2 do 2030 r. w porównaniu z 1990 r., i uruchomimy unijną machinę legislacyjną, żeby to osiągnąć. Chcemy przekonać naszych międzynarodowych partnerów do podobnych działań. Nie mamy czasu do stracenia.

Neutralności klimatycznej nie uda się osiągnąć bez Chin. Jak traktować ich obietnice?

F.T.: UE i USA chcą bardzo ściśle współpracować na drodze do Glasgow, ale potrzebujemy Chin na pokładzie, podobnie jak wszystkich innych dużych emitentów na świecie. Oczywiście mamy spory z Pekinem w innych obszarach, ale Chiny nie dążą do neutralności klimatycznej, aby wyświadczyć nam przysługę. Zamierzają to zrobić, ponieważ dekarbonizacja leży w ich interesie. Jesteśmy w środku rewolucji przemysłowej, świat całkowicie się zmieni w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Bycie częścią rozwiązania tego problemu w Glasgow leży w ich żywotnym interesie i mam nadzieję, że możemy z nimi współpracować.

J.K.: Chiny odegrały bardzo ważną rolę w procesie zapewniania sukcesu w Paryżu, więc mamy nadzieję, że uda nam się współpracować i tym razem. Żaden kraj nie jest w stanie sprostać temu wyzwaniu samodzielnie. Musi to zrobić razem grupa głównych krajów emitujących: USA jest jednym z nich, inne to Europa jako całość, Chiny, Indie, Rosja. Wierzymy, że są rzeczy, które Chiny mogłyby zrobić, a które nie zakłóciłyby ich gospodarki, które nie stworzyłyby u nich masowego bezrobocia.

Polski rząd nie chce na razie zadeklarować neutralności klimatycznej do 2050 r. Zgadza się, żeby zrobiła to UE, ale rękami bogatszych krajów. Argumentuje, że biedniejsze państwa potrzebują więcej czasu. Czy w tej podróży do neutralności klimatycznej można sobie pozwolić na pasażerów na gapę? I faktycznie, jaki będzie ten koszt neutralności klimatycznej w krótkim i średnim okresie? Kto za to zapłaci?

JK: Jesteśmy świadomi, że jest wiele krajów, które będą potrzebowały pomocy w tej transformacji. W tym celu stworzyliśmy już wcześniej Fundusz Zielonego Klimatu. Finansowanie będzie kluczowym komponentem dyskusji w Glasgow i kraje z większymi możliwościami finansowymi będą musiały pomóc innym państwom. Ale nieprawdą jest, że takie działania będą kosztowały więcej niż kontynuowanie starych metod wytwarzania energii. Bo technologie słoneczne, wiatrowe czy nawet wodorowe rozwijają się tak szybko, że stają się tańsze niż węgiel. W tej chwili bardzo trudno znaleźć finansowanie dla nowych kopalń czy zakładów opartych na węglu, bo banki i fundusze zarządzające aktywami uważają, że to nie ma przyszłości. Ekonomiczna przyszłość nowych sposobów wytwarzania energii zrewolucjonizuje kraje, w sensie nowych miejsc pracy, nowych technologii, nowych sposobów produkcji. Tak działo się w przeszłości. Proszę spojrzeć na XVIII i XIX w.: maszyna parowa, kolej, żarówka – to wszystko stworzyło nowe procesy przemysłowe. Podobnie było z rewolucją w internecie, która stworzyła wiele nowych miejsc pracy. To już się dzieje, w USA najszybciej rosnącą gałęzią przemysłu jest produkcja turbin wiatrowych.

F.T.: Podstawą Europejskiego Zielonego Ładu jest uznanie, że nie wszystkie państwa są w tym samym punkcie startowym. W Austrii 75 proc., energii elektrycznej pochodzi ze źródeł odnawialnych, w Polsce 80 proc. z węgla. Ale to jest częścią planu, po to mamy Fundusz Sprawiedliwej Transformacji. Poza tym w funduszu odbudowy po pandemii 37 proc. idzie na politykę klimatyczną, a dodatkowo całość środków musi spełniać warunek nieczynienia żadnej szkody klimatycznej. Ta solidarność unijna dla Polski jest jasnym potwierdzeniem tego, że wiemy, iż niektóre kraje mają przed sobą trudniejszą drogę niż inne. Jak zsumujemy wszystkie dostępne środki, to mamy jedną czwartą PKB Polski. To ogromne pieniądze, które Polska może zainwestować w restrukturyzację swojej energetyki, systemy ciepłownicze, renowację budynków, inwestycje w wodór, przestawienie swojej energetyki na źródła odnawialne. Zresztą takie jest życzenie Polaków. Oni chcą zmiany, nie akceptują niskiej jakości powietrza, Polacy mieszkający w regionach górniczych chcą ekonomicznych perspektyw i pracy dla swoich dzieci. Wszyscy w Polsce widzą, że nie ma żadnej przyszłości dla górnictwa węglowego. Zatem skorzystajcie z tej solidarności, żeby dokonać udanej transformacji. Polska będzie jednym ze zwycięzców, ma ogromny potencjał inżynieryjny.

Jakie będą konkretne zyski ze współpracy USA i UE w polityce klimatycznej?

F.T.: Po pierwsze to bardzo jasny sygnał dla reszty świata, że działamy razem przed Glasgow – UE i USA. Nie zaczynamy od zera, bo w USA bardzo wiele się dzieje w sektorze prywatnym i w różnych stanach. Ale to, co jest nowe, to bardzo silne, historyczne zobowiązanie na poziomie federalnym. Już nie tylko Europa będzie promować neutralność klimatyczną, teraz będziemy to robić razem z USA. Nie można nie doceniać dynamiki, którą to wytworzy na poziomie międzynarodowym. Oczywiście mogą być konkretne sprawy, w których będziemy się różnić, ale to ogromna zmiana, że rząd federalny widzi to jako wspólne przedsięwzięcie i nie postrzega Unii jako zagrożenia.

J.K.: Europa i Stany Zjednoczone to dwa największe rynki na świecie. A jeśli te dwa rynki zgadzają się, że jest to pilny priorytet i musimy się nim zająć, to cały świat musi być zaangażowany. To jest ważny krok naprzód w stosunku do tego, gdzie byliśmy przez ostatnie lata. Ale ta przyszłość jest definiowana nie przez rządy, ale przez prywatny sektor, który bardzo szybko idzie w kierunku nowych technologii. Liczymy, że nasze wspólne przywództwo polityczne będzie przełomem.

UE planuje wprowadzenie granicznej opłaty węglowej. Czy USA to popierają?

JK: Nie mamy jeszcze zdania na ten temat. Wiele krajów mówi o różnych instrumentach, które są wyrazem ich frustracji wobec nie dość szybkiej redukcji emisji CO2. I szukają sposobu uwzględnienia ceny węgla w cenie produktów. Myślę, że naszym pierwszym wyborem jest jednak proces dyplomatyczny, żeby nie trzeba było sięgać do takich instrumentów.

Większość na Kapitolu jest niewielka. Jaka jest pewność, że te zmiany polityki klimatycznej w USA uda się przeprowadzić i że będą trwałe?

J.K.: Rewolucja, która ma miejsce w związku z kryzysem klimatycznym, dokonuje się na rynku. Około 500 mld dol. zainwestowano w zeszłym roku w energię słoneczną, wiatrową i pojazdy elektryczne. A więc to, co się dzieje, jest znacznie poważniejsze niż szczupła większość na Kapitolu. Faktem jest, że żaden polityk nie może odwrócić transformacji, która ma nastąpić. I myślę, że to jest ekscytujące, to jest o wiele silniejsze niż jakikolwiek pojedynczy rząd, pojedynczy parlament. Uniwersytety na całym świecie realizują nowe procesy, szukają nowych pomysłów przechowywania baterii czy paliwa wodorowego, tworzenia bardziej wydajnych silników do samolotów. Spójrzmy na cenę energii słonecznej czy wiatrowej i szybkość, z jaką te technologie rozprzestrzeniają się na świecie. Jestem przekonany, że za dwa lub trzy lata rynek będzie reagował w fenomenalny sposób i że nie będzie miejsca na zaprzeczanie lub zwlekanie ze zmianami. Ani na rynku, ani w polityce.

Przestawienie się z paliw kopalnych na odnawialne źródła energii oznacza też zmiany geopolityczne. Czy powinniśmy się ich obawiać?

F.T.: Kraje, których gospodarki w całości opierają się na eksporcie surowców i paliw kopalnych, czekają radykalne zmiany w ich modelu gospodarczym. Taka jest natura każdej rewolucji przemysłowej, która zmienia szereg paradygmatów. Rzecz w tym, że te kraje są w stanie dostosować się do nowych wyzwań. Sektor energetyczny ma niewiarygodnie rozwiniętą infrastrukturę logistyczną. Nowe nośniki energii również będą potrzebowały infrastruktury. Ponadto dla wielkich producentów gazu okazją jest wodór. Zresztą już widzimy, że większość głównych firm naftowych przesuwa swój portfel inwestycyjny w kierunku odnawialnych źródeł energii. Tak więc ten świat nadchodzi i im szybciej ludzie zaakceptują zmianę i zainwestują, aby ta zmiana odniosła sukces, tym lepiej. Będziemy mogli wtedy zapobiec ubóstwu energetycznemu, konfliktom międzynarodowym itp. A z drugiej strony, jeśli nie powstrzymamy wzrostu temperatury na Ziemi, nasze dzieci będą toczyć wojny o wodę.

W polityce klimatycznej Europa wyprzedza Stany Zjednoczone. Jakich rad może udzielić?

F.T.: Jestem ostatnim Europejczykiem, który ma arogancję, by pouczać Stany Zjednoczone. Wiem że kiedy w USA ludzie się zaangażują, to transformacja może przebiec naprawdę szybko. Powtórzę: to nie jest tak, że Stany Zjednoczone na szczeblu stanowym i prywatnym, na szczeblu lokalnym, siedziały przez ostatnie cztery lata z założonymi rękami. Ten obraz powstał, ponieważ administracja federalna nie chciała zaakceptować tej zmiany. Myślę, że to będzie ciekawy wyścig, zobaczymy, kto pierwszy dotrze do mety. Ale to wyścig z gatunku tych, w których wszyscy wygrywają.

W rozmowie brali udział korespondenci „Rzeczpospolitej, „Die Welt, „Bloomberga i „Wall Street Journal”

Kiedy spojrzymy na najnowsze dane Międzynarodowej Agencji Energii, widzimy wzrost emisji CO2 nawet w czasach pandemii i związanego z nią spowolnienia gospodarczego. Co to oznacza dla negocjacji międzynarodowych przed szczytem klimatycznym w Glasgow w listopadzie?

John Kerry: Pilność działania rośnie. Jeśli nie ograniczymy emisji CO2 między 2020 a 2030 r., to utrzymanie wzrostu temperatury na Ziemi w granicach 1,5 st. Celsjusza (cel z Porozumienia Paryskiego z 2015 r. – red.) jest prawie niemożliwe. Podobnie jak osiągnięcie zerowej emisji netto do 2050 r. Ważne jest zatem, żeby wszystkie światowe potęgi, w tym USA, ale też Chiny, Indie, Rosja, redukowały emisję. Wielcy truciciele muszą połączyć siły w Glasgow. Jeśli tego nie zrobimy, to nie ma cudu, żebyśmy osiągnęli cele klimatyczne.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem