Jak fiskus złapie nieuczciwych? Zrobi „nabycie sprawdzające". Co to takiego? Zakup towarów lub usług w celu zweryfikowania, czy sprzedawca wywiązuje się z fiskalnych obowiązków: rejestrowania transakcji w kasie i wystawienia paragonu. Mówiąc prościej, urzędnik przyjdzie do baru jak zwykły klient i kupi hot doga, pizzę, a nawet piwo. Na każdą akcję ma dostać 50 zł. Fiskus zakłada, że rocznie uda się zrobić 170 tys. takich nabyć.
Czy to oznacza, że kontrolerzy mogą się najeść i napić na koszt państwa? Nie, bo zakupy trzeba zwrócić sprzedawcy. Piwo w butelce pewnie się da, w kuflu może być trudniej.
Czy epidemia koronawirusa to dobry moment na takie operacje? Branża gastronomiczna jest jedną z najbardziej poszkodowanych przez Covid-19. Część lokali została zamknięta, część ledwo zipie. Koronawirus nie ustępuje, na zniesienie ograniczeń na razie się nie zanosi. O wprowadzenie działań ratunkowych dla branży gastronomicznej zaapelował w środę Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Firmy miały nadzieję, że chociaż fiskus da im teraz odetchnąć.
Ale dla skarbówki najważniejsze jest uszczelnianie. To bardzo popularne słowo w Ministerstwie Finansów. Ostatnio dobrze je poznali chociażby wspólnicy spółek komandytowych, których w przyszłym roku czeka najprawdopodobniej podwójny podatek. Ma to ukrócić podatkową optymalizację – podkreśla Ministerstwo Finansów.
O uszczelnianiu sporo też już wiedzą przedsiębiorcy działający w branżach szczególnie narażonych na nadużycia, np. elektronicznej czy motoryzacyjnej, którzy od 1 października 2020 r. muszą w Jednolitym Pliku Kontrolnym oznaczać sprzedaż tajemniczymi kodami. I narzekają, że nowe obowiązki dotknęły tych, którzy nie mają nic na sumieniu.
Oczywiście każdy konsument wie, że gastronomia święta nie jest. Wizyta kontrolera niektórym może się przydać. Ale może fiskus powinien zaczekać na koniec epidemii koronawirusa? A na razie kontynuować pasmo sukcesów w wykrywaniu nielegalnych fabryk i VAT-owskich karuzel?