Słojewska: Słabszy Juncker, mocniejszy Tusk

Ze stolic narodowych słychać krytykę Brukseli po negatywnym wyniku referendum w Wielkiej Brytanii. Może na tym skorzystać Donald Tusk.

Aktualizacja: 06.07.2016 16:11 Publikacja: 05.07.2016 19:00

Słojewska: Słabszy Juncker, mocniejszy Tusk

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Relacja z Brukseli

Brexit stał się okazją do ataków na unijne instytucje. Skoro większość społeczeństwa w wielkim państwie UE nie widzi korzyści z członkostwa w Unii, to być może winne są nie tylko krajowe elity polityczne i media, ale także Bruksela. Pojawiające się od kilku tygodni pogłoski o tym, że zagrożona jest pozycja Jean-Claude'a Junckera, szefa Komisji Europejskiej, to pokłosie tej krytyki. Żaden szef rządu nie zaatakuje go oficjalnie, jednak wypowiedzi anonimowych polityków czy dyplomatów osłabiają silny do tej pory mandat Luksemburczyka.

Krytyka wobec Junckera jest mieszaniną argumentów merytorycznych i emocji. Zarzuca mu się, że jest częścią brukselskiej bańki, czyli grupy oderwanych od życia polityków, dyplomatów i urzędników, którzy nie mają styczności z krajowymi wyborcami, nie rozumieją ich problemów i na wszystko mają tylko jedną odpowiedź: więcej Europy.

To tylko częściowo prawda. Faktycznie, Juncker od lat należy do unijnych elit i choć wcześniej stał na czele rządu Luksemburga, to nigdy nie musiał się mierzyć z eurosceptycznym elektoratem. Bo w jego kraju takiego po prostu nie ma – dobrobyt maleńkiego Luksemburga jest skutkiem integracji europejskiej.

Juncker zawsze był przekonanym Europejczykiem, jednym z autorów projektu wspólnej waluty. Nieprawdą jest jednak, że na wszystko ma odpowiedź: więcej Europy. Wręcz przeciwnie, Komisja Europejska pod jego przewodnictwem postanowiła znacząco ograniczyć unijną legislację. Zdecydowała się też, pod wpływem nastrojów eurosceptycznych, wstrzymać z sankcjami wobec krajów łamiących dyscyplinę budżetową.

Prawdą jest jednak, że w niektórych dziedzinach, jak polityka wobec uchodźców czy nawet postępowanie wobec Polski, Komisja narzuca krajom centralny punkt widzenia, który te odbierają jako ograniczanie ich suwerenności. I to dlatego krytykę słychać nie tylko ze strony tych, którzy chcą ograniczenia swobody pracy czy świadczenia usług w UE, czyli Wielkiej Brytanii i innych starych państw Unii, ale też z naszego regionu.

Najpierw prezes PiS Jarosław Kaczyński zaproponował, żeby zmienić równowagę instytucjonalną w Unii: mniej władzy dla Komisji Europejskiej, prezentującej wspólnotowy punkt widzenia, oparty na unijnych traktatach, a więcej dla Rady Europejskiej i jej przewodniczącego, którzy wyrażają wolę suwerennych rządów. W podobnych duchu wypowiadał się Viktor Orbán, a ostatnio również Robert Fico, premier Słowacji, która przejęła właśnie półroczne rotacyjne przewodnictwo w UE. Krytyka ze strony rządów nie doprowadzi do odwołania Junckera. Jego kadencja trwa pięć lat i upływa w październiku 2019 r. I w jej trakcie Rada Europejska, która większością głosów powołuje szefa Komisji, nie może go pozbawić stanowiska. Taką władzę ma tylko Parlament Europejski, ale akurat ta instytucja w większości sympatyzuje z Junckerem, bo jest on symbolem rosnącej władzy eurodeputowanych. Jest bowiem pierwszym szefem Komisji, który został wybrany w procesie tzw. spitzenkandidaten, czyli z grona polityków wskazanych przez europejskie grupy polityczne. Juncker świetnie wie, komu zawdzięcza władzę i wszystkie propozycje dokładnie konsultuje z europarlamentem.

Brak bezpośredniego zagrożenia dla Junckera nie oznacza jednak, że obecna sytuacja mu nie zaszkodzi. Zmasowaną krytykę przypuściły niemieckie media, co oznacza, że nie ma już w Angeli Merkel tak silnego sojusznika, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Niemiecka kanclerz była mu wdzięczna za realizowanie jej wytycznych w europejskiej polityce migracyjnej. Teraz jednak rzekomo ma być niezadowolona z obcesowego zachowania Junckera po referendum brytyjskim i próby wywierania przez niego presji na rząd w Londynie, żeby ten jak najszybciej przystąpił do procesu wychodzenia z UE. Unijne stolice mniej lub bardziej zdecydowanie popierają członkostwo Wielkiej Brytanii w UE i nie chcą iść na wojnę z Londynem. To dlatego tak ważne jest, żeby atmosfera negocjacji rozwodowych była raczej przyjazna.

Coraz częściej słychać więc, że w stronę Rady Europejskiej może się przesunąć ciężar tych negocjacji. – Choć za setki szczegółów będą odpowiadać doświadczeni unijni urzędnicy, to kontrolę polityczną nad tym procesem mają sprawować szefowie państw i rządów. Taka jest ich wola – mówi nieoficjalnie wysoki raną unijny dyplomata. A to oznacza wzmocnienie pozycji Donalda Tuska.

Akurat jego nikt w po Brexitowej debacie nie krytykował. Wyjątkiem był Jarosław Kaczyński, ale wszyscy w Brukseli zrozumieli, że to efekt wewnętrznych rozgrywek, do których nikt z zewnątrz nie będzie się mieszał.

Tusk może to wykorzystać, żeby zapewnić sobie drugą kadencję na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej. Decyzja o tym będzie podejmowana już za kilka miesięcy. Jego kadencja upływa z końcem maja 2017 r.

Relacja z Brukseli

Brexit stał się okazją do ataków na unijne instytucje. Skoro większość społeczeństwa w wielkim państwie UE nie widzi korzyści z członkostwa w Unii, to być może winne są nie tylko krajowe elity polityczne i media, ale także Bruksela. Pojawiające się od kilku tygodni pogłoski o tym, że zagrożona jest pozycja Jean-Claude'a Junckera, szefa Komisji Europejskiej, to pokłosie tej krytyki. Żaden szef rządu nie zaatakuje go oficjalnie, jednak wypowiedzi anonimowych polityków czy dyplomatów osłabiają silny do tej pory mandat Luksemburczyka.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790