Anna Słojewska z Brukseli

Opublikowane w przedświąteczny weekend zdjęcie żołnierza patrolującego ulice Brukseli w pełnym rynsztunku bojowym, z karabinem przewieszonym przez ramię i siatką markowej perfumerii w drugiej ręce, stało się hitem mediów społecznościowych. I zaraz wywołało reakcję dowództwa, które najpierw wysłało bohatera z powrotem do macierzystej jednostki, a potem, uruchomiło procedurę dyscyplinarną, która może doprowadzić do jego relegowania z armii. Kontrowersyjna fotka świetnie oddaje nastroje panujące w stolicy Belgii, która znajduje się w stanie zagrożenia terrorystycznego trzeciego (w czterostopniowej skali) stopnia. Wszyscy mają w głowie możliwe niebezpieczeństwo, ale nie jest ono na tyle realne, żeby odmówić sobie przyjemności kupienia prezentów dla najbliższych. Nawet jeśli jest się żołnierzem jednostki antyterrorystycznej na służbie.

A tych rzeczywiście na ulicach Brukseli widać. Stoją na głównych stacjach metra, na przykład Schuman, która obsługuje unijne instytucje. Patrolują dworce kolejowe, cotygodniowe targi organizowane przez poszczególne dzielnice i miejsca odwiedzane przez turystów. Są więc wszędzie tam, gdzie zbiera się więcej ludzi, co stanowi potencjalny cel dla terrorystów. Coraz silniejsze jest przekonanie, że 3. stopień zagrożenia potrzebny jest policji, żeby w sposób systemowy dokonywać przeszukań w podejrzanych środowiskach. Grupy policyjnych samochodów na sygnale, zamykające nagle kwartały ulic i nakazujące mieszkańcom wychodzenie z mieszkań to całkiem już typowy obrazek w Brukseli.

Względy bezpieczeństwa utrudniają życie mieszkańcom kraju znanego z mobilności. — Półtorej godziny stałem na granicy w drodze z Luksemburga do Brukseli — skarży się francuski dziennikarz. Będą systemowe kontrole, zbliżone do lotniskowych, na dworcu kolejowym, z którego odjeżdża co godzinę super szybki pociąg Thalys do Paryża. Ten sam, w którym o mało nie doszło do tragedii cztery miesiące temu. Tylko refleks i odwaga amerykańskich żołnierzy na wakacjach w Europie powstrzymały wtedy terrorystę przed dokonaniem masakry pasażerów. Ale antyterrorystyczne utrudnienia dotyczą nie tylko tych, którzy lubią lub muszą podróżować lub bywać w zatłoczonych miejscach. Nieoczekiwanie cierpią z tego powodu małe dzieci w brukselskich przedszkolach, a trzeba pamiętać że w Belgii z tej formy opieki korzysta 95 proc. dzieci. Otóż kiedyś rodzice mogli je odprowadzać do szatni, czy samej sali zajęć. Teraz muszą je zostawić przed budynkiem. — Stoją tłumy dzieci z rodzicami przed szkołą. Jak jedno zacznie płakać, to płaczą inne — opowiada znajoma mama przedszkolaka.

Stan zagrożenia w Brukseli wprowadzono po atakach w Paryżu 13 listopada, gdy okazało się, że niektórzy podejrzani pochodzą ze stolicy Belgii. Jeden z nich Salah Abdeslam jest ciągle poszukiwany. Mieszkał on, podobnie jak niektórzy autorzy poprzednich zamachów terrorystycznych, w dzielnicy Molenbeek, zdominowanej przez ludność muzułmańską, z problemami biedy i bezrobocia. Po atakach zyskała ona złą sławę kolebki dżihadyzmu i obietnicę rządu federalnego podjęcia radykalnych działań. A w międzyczasie biura terrorystyczne oferuję zwiedzanie tej nowej atrakcji turystycznej i według belgijskich mediów oferta cieszy się sporym zainteresowaniem.