Tuż po wtorkowym zamachu, w którym zginęło dziesięciu zagranicznych turystów, Moskwa spodziewała się znaleźć swoich obywateli wśród ofiar, a znalazła między zamachowcami.
W środę rano tureckie siły bezpieczeństwa rozpoczęły ogromną obławę w całym kraju. Zatrzymano ok. 70 osób w trzech różnych miastach – jedną trzecią w Sanliurfa leżącej w pobliżu syryjskiej granicy. Część z nich wypuszczono po wstępnych przesłuchaniach. Ci, którzy zostali w aresztach, podejrzewani są o związki z tzw. Państwem Islamskim. Sam terrorysta, który wysadził się w powietrze w centrum Stambułu, był Syryjczykiem urodzonym w Arabii Saudyjskiej, który w zeszłym tygodniu przybył do Turcji jako uchodźca.
Trójkę obywateli Rosji aresztowano w Antalyi (wypoczynkowej miejscowości nad Morzem Śródziemnym) – im również zarzucono związki z Daeszem. Już będąc w areszcie, Rosjanie odmówili spotkania z rosyjskim konsulem, który urzęduje w Antalyi na stałe (z powodu znacznej popularności kurortu wśród rosyjskich turystów), i przyjęcia pomocy państwa rosyjskiego. Przy obecnych napiętych stosunkach Moskwy z Ankarą rosyjscy urzędnicy zażądali od policji przedstawienia dowodów na tę odmowę, co ta uczyniła.
Nazwisk zatrzymanych nie podano do publicznej wiadomości, ale „za jednym z nich wcześniej rozesłano rosyjski i międzynarodowy listy gończe" – poinformowano w Moskwie. Nie wiadomo jednak, jakie popełnił przestępstwo. Jeszcze jesienią rosyjski resort spraw wewnętrznych informował, że wszczęto 477 spraw karnych przeciw osobom, które wyjechały z kraju, by dołączyć do Daeszu.
Dwaj pozostali Rosjanie mieli wyjechać na Bliski Wschód na studia, jednak nie jest jasne dokąd. Policja miała ich namierzyć, gdyż utrzymywali e-mailowy kontakt z członkami grup ekstremistycznych. W czasie rewizji Turcy wynieśli z ich kwatery jakieś dyski do komputerów i dokumenty.