Po tym, jak mężczyzna, skazany na dożywocie za morderstwo, upadł w swojej celi w 2015 roku, lekarze pięciokrotnie przeprowadzali u niego resuscytację krążeniowo-oddechową. Podano mu także adrenalinę i epinefrynę. Gdy Benjamin Schreiber wydobrzał, złożył nową apelację prawną - zauważył, że skoro zmarł przed reanimacją, to technicznie wypełnił wyrok.

Sędziowie jednak nie dali sir przekonać i uznali, że taka „krótkotrwała” śmierć nie jest równoznaczna ze zwolnieniem z więzienia. Sąd Apelacyjny w Iowa orzekł w środę, że Schreiber pozostanie za kratkami, dopóki lekarz sądowy nie ustali, że skazany jest już na dobre martwy.

- Schreiber albo żyje i w takim przypadku musi pozostać w więzieniu, albo nie żyje i w tym przypadku jego apelacja bezprzedmiotowa - napisała sędzia Amanda Potterfield w uzasadnieniu, cytowanym przez „Washington Post”.

Benjamin Schreiber trafił do więzienia w 1996 roku, gdy został oskarżony o zamordowanie Johna Dale'a Terry'ego - 39-latka, którego ciało znaleziono w pobliżu opuszczonej przyczepy w Iowa. Prokuratorzy twierdzili, że 43-letni wówczas sprawca bił ofiarę drewnianą rączką kilofu. Ława przysięgłych uznała Schreibera za winnego morderstwa pierwszego stopnia - w 1997 roku mężczyzna został skazany na dożywocie bez możliwości ubieganie się o zwolnienie warunkowe.

Orzeczenie sądu apelacyjnego jest już drugim w tej sprawie. Wcześniej sędzia sądu niższej instancji odrzucił wniosek Schreibera jako „nieprzekonujący i bezzasadny”. Fakt, że Schreiber był w stanie osobiście złożyć wniosek o zwolnienie, według sędziego „samo w sobie potwierdza obecny status składającego petycję jako osoby żywej”.