Reklama
Rozwiń
Reklama

Telefon do straży miejskiej to wystarczająca pomoc dla osoby bezdomnej? Prawnik wyjaśnia

Każdy, kto mija na ulicy osobę bezdomną, śpiącą na mrozie, musi zareagować, bo inaczej grozi mu odpowiedzialność – przekonują powszechnie służby i eksperci. Czy jeśli jednak czujemy się niepewnie i ograniczymy się do samego telefonu po straż miejską, nasza pomoc jest „niewystarczająca”?

Publikacja: 29.12.2025 18:05

Telefon do straży miejskiej to wystarczająca pomoc dla osoby bezdomnej? Prawnik wyjaśnia

Foto: Adobe Stock

Z tego artykułu się dowiesz:

  • Jaki jest obowiązek przechodnia wobec osoby bezdomnej leżącej na mrozie?
  • Czy telefon do straży miejskiej jest wystarczającą formą pomocy osobie w potrzebie?
  • Jakie okoliczności wpływają na obowiązek sprawdzenia funkcji życiowych u osoby leżącej?
  • W jaki sposób przepisy prawa definiują "udzielanie pomocy" i kiedy nie grozi za to odpowiedzialność karna?
  • Dlaczego reakcja funkcjonariuszy i osób przeszkolonych różni się od reakcji zwykłych obywateli w sytuacjach zagrożenia?

W połowie grudnia, w sobotę tuż przed północą, pod dyżurny numer stołecznej straży miejskiej została zgłoszona konieczność interwencji. Dotyczyła ona mężczyzny leżącego pod sklepem przy ul. Marszałkowskiej, w ścisłym centrum miasta, przez które do późnych godzin nocnych – również weekendami – przemieszczają się liczni przechodnie. Potrzebę interwencji zasygnalizowała jednak samotnie wracająca do domu kobieta, która nie zatrzymała się przy leżącym – przykrytym kurtką, bez widocznych na pierwszy rzut oka obrażeń i nieprzybierającego nienaturalnej pozycji ciała.

Odbierająca telefon dyżurna zapytała, czy zgłaszająca sprawdziła funkcje życiowe leżącego. Ta jednak zaprzeczyła, wyrażając przy tym powątpiewanie, jakoby w razie konieczności uzyskała pomoc od kogokolwiek z przechodzących wówczas w okolicy. Przez dyżurną została jednak pouczona, że następnym razem powinna pamiętać, iż udzielenie pomocy to jej obowiązek, podobnie jak każdego innego obywatela.

Czy przypadkowy przechodzień ma obowiązek sprawdzić „funkcje życiowe” osoby bezdomnej, śpiącej na ulicy? Straż miejska wyjaśnia 

Ponieważ zgodnie z kodeksem karnym, za nieudzielenie pomocy grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności, poprosiliśmy straż miejską o stanowisko w tej sprawie. Jako obywatele mamy bowiem obowiązek udzielić jej człowiekowi, któremu grozi bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu, ale tylko wtedy, kiedy sami siebie (lub innej osoby) nie narażamy na podobne ryzyko. W przepisach próżno jednak szukać zapisów o obowiązku sprawdzania funkcji życiowych czy tłumaczenia się z faktu, że się tego nie zrobiło.

Straż zapewniła, że pytania dyżurnej były uzasadnione i zostały zadane po to, żeby właściwie zakwalifikować całe zdarzenie. – Informacje dotyczące stanu poszkodowanego przekazywane przez osobę zgłaszającą mają kluczowe znaczenie, ponieważ pozwalają dyżurnemu właściwie ocenić charakter zdarzenia i skierować na miejsce odpowiednie służby. Na ich podstawie ustalany jest priorytet interwencji, a w szczególności, czy istnieje bezpośrednie zagrożenie życia wymagające natychmiastowego powiadomienia pogotowia ratunkowego, czy też sytuacja ma inny charakter – podkreśliła straż. I poinformowała, że patrol, który pojawił się na miejscu w ciągu dziesięciu minut, nie zastał tam żadnej osoby wymagającej pomocy.

Reklama
Reklama

Straż potwierdziła, że „osoba, która z uzasadnionych przyczyn obawia się o własne bezpieczeństwo, nie ma obowiązku podejmowania bezpośrednich czynności wobec osoby leżącej, w tym sprawdzania jej funkcji życiowych”. W takich przypadkach za wystarczającą i właściwą reakcję uznać należy wezwanie odpowiednich służb. W ocenie straży, grudniowe zgłoszenie zostało przyjęte w sposób spokojny, bez zbędnych emocji z obu stron.

Karnista: ustawodawca nie wymaga od obywatela heroizmu

O opinię w tej sprawie poprosiliśmy też mec. Bartosza Kryckiego, prowadzącego kancelarię adwokacką. Jak zapewnia karnista, w przypadku takim, jak opisany, obowiązku sprawdzania funkcji życiowych nie ma.

– Ustawodawca nie wymaga od obywatela heroizmu. Sytuacja, w której samotna kobieta w godzinach nocnych, w centrum miasta – gdzie przebywają osoby pod wpływem alkoholu – podchodzi do leżącego mężczyzny, wiąże się z realnym ryzykiem – ocenia.

Jak zauważa, trzeba bowiem liczyć się z możliwością, że osoba, której chcielibyśmy pomóc, może zachować się agresywnie, np. w wyniku wybudzenia jej lub będąc pod wpływem środków odurzających, albo mieć przy sobie niebezpieczne narzędzia. – Strach i szok mogą być czynnikami usprawiedliwiającymi ograniczenie działań ratunkowych do wezwania służb. Jeśli zgłaszająca czuje zagrożenie, nie ma prawnego wymogu, by dotykała poszkodowanego w celu sprawdzenia tętna – wyjaśnia.

Czy zatem samo wykonanie telefonu alarmowego w takiej sytuacji oznacza, że wymaganej prawem pomocy udzieliliśmy? Mecenas zapewnia, że tak. Reagujący w ten sposób przechodzień nie może wówczas ponosić jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej, zaś w samym kodeksie trudno szukać jednoznacznej definicji pojęcia „udzielania pomocy”, jako wyłącznie czynności medycznych. A to, jakie obowiązki mamy jako reagujący, zależy nie tylko od naszych kompetencji, ale właśnie od okoliczności całej sytuacji. – Pomoc musi być adekwatna do sytuacji i możliwości. Jeśli świadek nie może bezpiecznie podejść do ofiary, adekwatną formą pomocy jest telefon na numer alarmowy – komentuje mec. Krycki.

I dodaje, że zgodnie z ustawą o Państwowym Ratownictwie Medycznym kluczowe pozostaje skuteczne powiadomienie służb ratunkowych, którego to – w opisywanej przez „Rzeczpospolitą” sytuacji – dokonano. Co więcej, jeśli osoba, do której wezwano pomoc zmarłaby np. przed jej przybyciem, wzywający nie powinien ponosić odpowiedzialności karnej, nawet jeśli do niej nie podszedł.

Reklama
Reklama

Telefon do straży miejskiej to nie „niepełna pomoc”; sami najlepiej wiemy, czy nasze bezpieczeństwo może być zagrożone 

A co, jeśli zgłaszający nie wyrazi wprost obawy o własne bezpieczeństwo, a ta – jak wiadomo – jest subiektywna i może być czasem nieadekwatna? – Dyspozytor nie ma prawa arbitralnie oceniać poczucia bezpieczeństwa świadka. Nie może tego robić, zwłaszcza przez telefon – zapewnia adwokat. – Osoba na miejscu nie musi mówić wprost: boję się, aby czuć zagrożenie; zaś brak takiej jednoznacznej deklaracji przez funkcjonariusza odbierającego zgłoszenie nie może zostać odebrany jako gwarant, że jest ona bezpieczna – mówi mecenas.

I podkreśla, że w omawianej sytuacji okoliczności takie, jak późna pora, obecność imprezowiczów czy gwałt i morderstwo młodej kobiety przy sąsiedniej ul. Żurawiej przed niespełna dwoma laty, trzeba uznać za fakty powszechnie znane. – Funkcjonariusz publiczny ma obowiązek mieć świadomość ryzyka występującego w tym rejonie – uważa adwokat.

Mecenas wskazuje również, że jakiekolwiek sugerowanie, iż samo wezwanie służb to pomoc „niepełna”, nie ma pokrycia w zobowiązaniach, jakie na obywateli nakładają przepisy prawa. – Nie trzeba być trzeźwym, przeszkolonym ani odważnym, żeby uratować komuś życie. Wystarczy wybranie numeru alarmowego. Jeśli ktoś nie potrafi lub boi się sprawdzić tętna, tym bardziej powinien zadzwonić. To jedyny, ale kluczowy wkład w ratunek – komentuje ekspert.

Co więcej, ekspert potwierdza, że nie istnieje przepis nakazujący tłumaczenie się czy „usprawiedliwianie” przed dyspozytorem, aby ten powody naszego postępowania oceniał jako „wystarczające” lub nie. – Dyspozytor nie pełni roli sędziego. Nie ma uprawnień do recenzowania zasadności strachu osoby dzwoniącej. Warto jednak, dla jasności, krótko zakomunikować przyczynę. Informacja typu: „nie podejdę, bo obawiam się o własne bezpieczeństwo”, powinna uciąć dyskusję. To stawia sprawę jasno w świetle prawa. Obowiązkiem dyżurnego jest wówczas przyjęcie zgłoszenia i wysłanie patrolu, a nie polemika z odczuciami świadka – mówi mec. Krycki.

Czytaj więcej

Gwałt i zabójstwo młodej Białorusinki w centrum stolicy. Dorian S. usłyszał wyrok
Reklama
Reklama

Policjant po służbie musi zareagować inaczej niż przypadkowy przechodzień, bo wzywa go ustawa i rota

Mecenas zauważa jednak, że inaczej sprawa wygląda, jeśli świadkiem podobnej sytuacji jest nie przypadkowy przechodzień, tylko osoba wykwalifikowana, np. policjant po służbie, którego obowiązują przepisy o policji i rota ślubowania. – To, co dla cywila jest „narażeniem” zwalniającym z obowiązku, np. strach przed szarpaniną, dla policjanta jest elementem służby. Policjant nie może zasłonić się zwykłym lękiem. Jego bierność może zostać uznana za niedopełnienie obowiązków – wyjaśnia ekspert.

A co z osobami, które np. w nocy mijają leżącą na ulicy osobę i nie podjęły żadnej reakcji, nie wzywając nawet pomocy? Mecenas ocenia, że choć każdą sytuację trzeba oceniać indywidualnie, analizując choćby, czy były one w ogóle świadome zagrożenia, to ryzyko ponoszenia odpowiedzialności karnej jest realne. – W praktyce, osoby zidentyfikowane np. przez monitoring miejski mogą usłyszeć zarzuty, jeśli ustalenia śledztwa wykażą, że widząc niebezpieczeństwo, nie podjęły żadnych kroków, nawet tak prostych jak wezwanie pomocy – konkluduje.

Stołeczna straż miejska poinformowała, że od 1 stycznia do 18 grudnia 2025 r. wpłynęło do niej ponad 7,5 tys. zgłoszeń, które dotyczyły osób leżących.

Praca, Emerytury i renty
Planujesz przejść na emeryturę w 2026 roku? Ekspert ZUS wskazuje dwa najlepsze terminy
Konsumenci
Co czeka frankowiczów w 2026 r.?
W sądzie i w urzędzie
Rząd zdecydował: będzie nowa usługa w aplikacji mObywatel
Prawo drogowe
Do więzienia za brawurową jazdę. Prezydent podpisał ustawę, ale ma wątpliwości
Zmiany w przepisach podatkowych
Co nowego w podatkach w 2026 r.? Szykuje się przewrót w księgowości
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama