Ponadto wiele spraw sądowych bierze się z wad i braków prawa materialnego. Zamiast określenia reguł i wskazówek, jak rozwiązać dany problem, ustawodawca od razu odsyła do sądu. Notabene sąd będzie wtedy zmuszony orzekać według własnego uznania. Sformułowania w rodzaju „w braku porozumienia stron sąd ustali" są zatem bramą do sądowego piekła. Tam zaś rozstrzygają nie argumenty, ale pozycja w hierarchii. Poszkodowanym jest całe państwo i społeczeństwo, ponieważ nikt nie wie, jak może postępować, a sądy nie mają pewności, jak orzekać. Lekarstwem jest tylko takie uzupełnienie reguł prawa materialnego, aby z ich pomocą każdy mógł określić swoje prawa i według nich postępować.
II. Spam procesowy – rozpraszanie uwagi i tracenie czasu
Brak planowania procesu, kolejności czynności oraz przebiegu rozprawy przyczynia się do straty czasu. Z powodu braku planowania są wykonywane niepotrzebne czynności, potrzebnych się nie wykonuje, ale roztrząsa zbyteczne okoliczności i wątki. Sądom trudno się tym zjawiskom przeciwstawiać, ponieważ ustawodawca tego problemu nie dostrzega. A jak coś postanowi, to wychodzi sprzeczność jak w art. 217 kodeksu postępowania cywilnego, gdzie pozwolono wnosić okoliczności faktyczne i dowody aż do zamknięcia rozprawy. W ten sposób nietrudno długo i skutecznie blokować zamknięcie rozprawy i tak właśnie się zdarza. A rozwiązanie może być proste – strony winny najpierw określić swoje twierdzenia, a w ślad za nimi dowody na ich poparcie. A nowe dowody sąd niech dopuszcza tylko w odpowiedzi na zarzuty strony przeciwnej. Do tego trzeba zmienić podejście z abstrakcyjnego na pragmatyczne i chronologiczne. Po co sąd ma wydawać zarządzenia dowodowe przed rozprawą, jeżeli jeszcze nie ustalił, co jest między stronami niesporne, a co jako przedmiot sporu wymaga dowodów i jakie to mają być dowody (art. 208 k.p.c.)? Wydaje się mało prawdopodobne, aby takie ustalenia można było czynić na drodze wymiany pism procesowych. Nawet gdyby zachodziły jakieś wyjątki – to dla przytłaczającej większości spraw na rozprawie powinno być szybciej i łatwiej. Bo co jest łatwiejsze i prostsze? Czy wydawać zarządzenia, pisać i słać pisma, czytać odpowiedzi i rozpatrywać zawarte w nich wnioski, pisać odpowiedzi, wysyłać, a potem czekać, zbierać dowody doręczenia i reklamować brakujące – itd. (pełne obciążenie sekretariatu)? Czy może na rozprawie zapytać i zanotować odpowiedź, a tylko czasami zobowiązać do wniesienia pisma na dokładnie ustalony temat, po czym wskazać nowy termin (zerowe obciążenie sekretariatu, bez problemów z doręczeniem). Na pewno metoda druga, czyli interaktywna, zmniejszy nakład pracy stron i ich pełnomocników, a także sekretariatów sądowych i sędziów. Terminy do pierwszej rozprawy i między rozprawami znacząco się skrócą.
Przez brak rozróżniania zarzutów od nowych dowodów wydłuża się postępowanie w każdej sprawie. Sprzyja temu bałwochwalstwo wobec opinii biegłych, którzy de facto orzekli już w niejednej sprawie. To skutek braku klauzuli generalnej jak „common sense" pozwalającej rozstrzygać autorytetem sądu i przez miarkowanie, w miejsce opinii biegłych i dowodów pośrednich. Często bowiem jest tak, że są powody, ale możliwości nie ma, podczas gdy w innej sytuacji pomimo możliwości i potrzeby miarkowania nie ma do tego zgody ustawodawcy. A co by się stało, gdy ustawodawca pozwolił sądom miarkować w każdej sprawie np. za zgodą stron?
III. Spam odwoławczy – tracenie czasu na postępowania międzyinstancyjne oraz rozpatrywanie nieograniczonej liczby zarzutów
Na pierwszym miejscu pojawia się tzw. dewolutywność, czyli przenoszenie akt do sądu wyższej instancji. Nasz ustawodawca jak dotąd z reguły uznaje, że do rozpoznania apelacji lub zażalenia są przeznaczone tylko sądy wyższej instancji. Na szczęście są wyjątki, np. w postępowaniu upadłościowym, kiedy zażalenia rozpatruje skład kilkuosobowy tego samego sądu. To działa sprawnie, więc może być podobnie w sprawach gospodarczych lub cywilnych. Oprócz przesłanek praktycznych przemawiają za tym także przesłanki ustrojowe, aby całość postępowania do decyzji końcowej włącznie prowadził jeden sąd, z pominięciem oddziaływania innego sądu, który nie odpowiada za załatwienie sprawy.
Druga przyczyna nawiązuje do modelu apelacji uważanej za pełną – przez brak ograniczenia zarzutów apelacyjnych. Taki kształt apelacji wcale nie pomaga w jej sprawnym osądzeniu. W praktyce doprowadził do ukształtowania się nieznanej w doktrynie i legislacji apelacji negatywnej polegającej na kompleksowej i niczym nieograniczonej krytyce zaskarżonego orzeczenia, graniczącej z obrazą sądu. Odpowiada za to ustawodawca, który w art. 368 k.p.c. domaga się zarzutów przeciwko wyrokowi (czyli sądowi), zamiast argumentów za słusznością wniesionej apelacji. Tymczasem do zmiany wyroku nie trzeba krytykować pierwszej instancji, wystarczy przekonać sąd odwoławczy do swoich racji.
Stan prawny odpowiadający tej oczywistości nie funkcjonuje niestety w naszej legislacji, a jeszcze bardziej pozostaje nieobecny w doktrynie i orzecznictwie prawotwórczym. Rozwiązanie prawidłowe prakseologicznie i logicznie spójne to apelacja pozytywna oparta na wskazaniu, o co skarżący wnosi i dlaczego uważa swoje żądane za uzasadnione. Trzeba się będzie do niej mentalnie przygotować, ponieważ obecny system odwoławczy nie rokuje na przyszłość.