Projekt zmian w prawie o ustroju sądów powszechnych, w którym Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, chce przejąć totalną władzę nad prezesami w sądach, a w efekcie nad wszystkimi sędziami, nie mógł przejść po cichu. Pojawił się znikąd jako propozycja poselska. W ten sposób minister unika oceny zmian przez siebie przygotowanych.

Sędziowie protestują. Wprawdzie powodem do zaplanowanego na 20 kwietnia protestu była nowela ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, ale tymczasem minister Ziobro dodał kolejny projekt. Konflikt więc narasta. Minister wrzuca kolejne projekty, sędziowie protestują. W miniony czwartek przerwali wokandy na pół godziny i udali się na zebrania w swoich sądach. Mówili o tym, co im grozi. Co grozi im i obywatelom. Prawdą jest, że sędziowie nie powinni strajkować. Nie wolno im. Przerwanie wokandy na kilkanaście czy 30 minut nie sprawi jednak, że sądownictwo stanie się bardziej opieszałe. Bo opieszałe już jest, od lat. I te 30 minut nikomu nie zaszkodzi.

W sprawie zmian w wymiarze sprawiedliwości społeczeństwo jest podzielone. Nie możemy zapominać, że każdy z nas, obywateli, może kiedyś przyjść do sądu, żeby załatwić swoją osobistą sprawę. Cywilną, karną, rodzinną czy gospodarczą. Dobrze więc by było, gdyby sądy pozostały niezależne. By nie było sędziów do zadań specjalnych. Miejmy więc wszyscy nadzieję, że obie strony – i sędziowie, i resort sprawiedliwości – dojdą do porozumienia, by kolejne protesty nie były potrzebne. Sędziowie nie ryby, mogą mówić, co im się nie podoba. A resort będzie albo słuchał ich głosu, albo wyciągał konsekwencje.