Wybory do KRS - rozmowa z kandydatką: Joanna Kołodziej-Michałowicz

Ostatnio KRS głównie kontestowała pomysły władzy wykonawczej – mówi kandydatka, sędzia Joanna Kołodziej-Michałowicz.

Aktualizacja: 27.02.2018 06:49 Publikacja: 26.02.2018 17:31

Wybory do KRS - rozmowa z kandydatką: Joanna Kołodziej-Michałowicz

Foto: Fotorzepa

Proces wyboru nowych sędziów-członków Rady wkroczył w kolejną fazę. Kandydaci zostali zweryfikowani, teraz czekają na poparcie polityków. Następnie przyjdzie czas na głosowanie. Co zdecydowało o tym, że pani postanowiła wystartować w wyborach do nowej Krajowej Rady Sądownictwa?

Joanna Kołodziej-michałowicz: Lubię nowe wyzwania. Jestem osobą, dla której praca jest ważna, i cieszę się, że pojawia się nowa forma pracy dla społeczeństwa, związana ze służbą, która jest mi szczególnie droga. To autentyczny powód zgłoszenia mojej kandydatury.

Jaka będzie nowa KRS, dopiero zobaczymy.

A jaka, pani zdaniem, jest ta, która jeszcze dziś funkcjonuje?

Trudno jest mi jednoznacznie oceniać.

Nie jestem osobą mocno zaangażowaną politycznie, a ostatnio Rada angażowała się głównie w kontestowanie pomysłów władzy wykonawczej. Ta sfera w ogóle mnie nie interesuje. Rozumiem, że Rada ma stać na straży niezawisłości sędziów i niezależności sądów. Ale poza ostrą reakcją na wszelkie propozycje zmian w sądach ciężko jest mi wskazać jakieś inne konkretne działania Rady. Niedawno, z racji zgłoszenia swojej kandydatury, postanowiłam pilnie prześledzić stronę internetową Krajowej Rady Sądownictwa, by bliżej przyjrzeć się jej działalności oraz efektom tego, co robi. Dla szeregowego sędziego bowiem Rada jest bytem głównie telewizyjnym. W małych sądach rejonowych mamy z nią niewiele do czynienia.

Nowa KRS będzie lepsza?

Mam nadzieję, że będzie bardziej otwarta na problemy sędziów liniowych, bo tych – po pierwsze – jest najwięcej. Po drugie, to oni są dla obywatela głównym kreatorem wizerunku sądów.

Dużo mówi się dziś, w różnym kontekście, o niezawisłości. Czym ona jest dla pani?

To odpowiedzialność za obywatela, za człowieka, który przychodzi do sądu ze swoim problemem i chciałby, żeby został on sprawiedliwie i w miarę możliwości sprawnie załatwiony. Dla mnie to także moja wewnętrzna walka, żeby nie ulegać swoim uprzedzeniom, ograniczeniom intelektualnym i kulturowym.

A czy niezawisłość jest dziś faktycznie zagrożona? Coraz częściej słyszymy o zagrożeniach. O tym, że dzieje się źle...

Ona jest zawsze zagrożona. Największym zagrożeniem dla niej jest to, żeby sędzia chciał być niezawisły, żeby pilnował cały czas swojego sumienia. Wiem, że ostatnio mówi się wiele, że niezawisłość jest zagrożona zmianami, do których doszło, dochodzi lub dochodzić będzie. Ale wybierając taki zawód, musimy być gotowi, że niezawisłość nie jest dana raz na zawsze, ona musi się stawać.

Jak pani ocenia zmiany, jakie nastąpiły w Trybunale Konstytucyjnym?

To bardzo trudne do oceny, bo jest to złożony proces prawny, polityczny i personalny. Zarówno poprzednia większość parlamentarna, jak i obecna poczyniły różne kroki, których ja nie chcę oceniać. Sędzia musi być apolityczny. A jeśli chodzi o zmiany w Trybunale, to jest tak, jak jest. I sędziowie muszą się z tym zmierzyć.

A jakie jest pani zdanie na temat stosowania przez sądy kontroli rozproszonej? Coraz głośniej słychać o tym, że sędziowie namawiają sędziów do stosowania takiej kontroli...

Skoro aktualna konstytucja, tak jak marcowa, nie zawiera przepisu, który by wprost tego zabraniał, to uważam, że jest to dopuszczalne.

A reforma Sądu Najwyższego, która za miesiąc będzie wprowadzona w życie, była konieczna? Uzasadniona? Potrzebna? Wywołała ogromne zamieszanie, a większość zastanawia się teraz, jakie przyniesie zyski.

Po owocach ją poznamy. Jest jedna rzecz, która mnie cieszy. Myślę tu o nowej Izbie Dyscyplinarnej w SN i wprowadzeniu do niej ławników jako czynnika społecznego. Od siedmiu lat pracuję z ławnikami. Kiedy zaczynałam przed laty, było to dla mnie nowe doświadczenie, na początku byłam bardzo sceptyczna. W miarę upływu czasu zaczęłam jednak doceniać ich udział w orzekaniu. Dziś twierdzę, że są bardzo ważni i niedoceniani.

Łatwiej się z nimi orzeka?

Inaczej. Strony, które przychodzą do sądu, wiedzą, że obok mnie nie siedzą zawodowi sędziowie. Mają więc gwarancję, że wysłucha ich nie tylko prawnik z wykształcenia, ale i ktoś taki oni – zwykli ludzie. Stający przed sądem dostają więc dodatkowe poczucie bezpieczeństwa z szansą na ogólny wzrost zaufania obywateli do sądu. Poza tym ławnik po wizycie w sądzie wraca przecież do swojego środowiska i opowiada, jak sąd pracuje, jak podejmuje decyzje itd. To wartość nie do przecenienia. Ja osobiście rozmawiam z ławnikami, słucham ich racji, omawiam z nimi sprawy, liczę się z ich zdaniem. Takie postępowanie pozwala obalać mity. Ławnicy widzą z bliska, że to nie jest tak, jak się czasem mówi, że sędziowie podejmują decyzje przy kawie i ciasteczkach. Widzą, że to ciężka i odpowiedzialna praca.

Patrząc na echa ostatniego głośnego wyroku Sądu Najwyższego w sprawie dyscyplinarnej sędziego Mirosława Topyły, może rzeczywiście łatwiej byłoby przyjąć wyrok do wiadomości, gdyby sędziami w sprawie sędziego byli nie tylko sędziowie...

Zdecydowanie łatwiej byłoby bronić takiego orzeczenia. Podobnie jest z lekarzami itd. Często słyszy się głosy, że z lekarzami nikt nie wygra.

A nadzór administracyjny ministra sprawiedliwości nad sądami przeszkadza pani w codziennej pracy?

Jestem sędzią liniowym. Nie mam z takim nadzorem żadnego kontaktu. A jeśli ktoś sprawdza, ile pracuję, jaka jest stabilność wydawanych przez mnie orzeczeń itd., to nie mam nic przeciwko. W końcu sąd to zakład pracy, podatnicy przeznaczają pieniądze z podatków na nasze wynagrodzenia. Nie możemy więc być nieocenialni.

Dostrzega pani u siebie w sądzie konflikt pomiędzy władzą wykonawczą a sądowniczą?

Nie, u nas w małych ośrodkach nie mamy bezpośrednio styczności z władzą wykonawczą. Są sędziowie, którzy są za reformą i jej przeciwni, rozmawiamy o tym, ale to nie znaczy, że są za konkretną władzą wykonawczą czy też przeciwko niej.

I na koniec: nazwiska sędziów, którzy poparli pani kandydaturę, nie zostały ujawnione. To dobrze czy źle?

Nie zastanawiałam się nad tym. Żaden z sędziów, którzy podpisywali się na moim zgłoszeniu, nie pytał, czy jego nazwisko będzie jawne czy nie. ©?

— rozmawiała Agata Łukaszewicz

Proces wyboru nowych sędziów-członków Rady wkroczył w kolejną fazę. Kandydaci zostali zweryfikowani, teraz czekają na poparcie polityków. Następnie przyjdzie czas na głosowanie. Co zdecydowało o tym, że pani postanowiła wystartować w wyborach do nowej Krajowej Rady Sądownictwa?

Joanna Kołodziej-michałowicz: Lubię nowe wyzwania. Jestem osobą, dla której praca jest ważna, i cieszę się, że pojawia się nowa forma pracy dla społeczeństwa, związana ze służbą, która jest mi szczególnie droga. To autentyczny powód zgłoszenia mojej kandydatury.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona