Nowela ustawy o Sądzie Najwyższym autorstwa prezydenta RP zmierza do tego, by nie doszło do zablokowania wyborów prezesów izb SN, czego się obawiano wiosną zeszłego roku przed wyborem następcy Małgorzaty Gersdorf. Do tego jednak nie doszło i pierwszą prezes SN została Małgorzata Manowska. Trzeba jednak pamiętać, że nastąpiło to już po odpowiednich nowelach „naprawczych" i obniżeniu niezbędnego kworum i bojkot tracił sens. Jednocześnie obecność zarówno starych, jak i nowych sędziów na zgromadzeniu ogólnym SN była znacząca.
Dwie prezesury w sierpniu
Blokada teoretycznie mogłaby się udać w czasie zbliżających się wyborów następców dwóch prezesów: Izby Cywilnej SN Dariusza Zawistowskiego oraz Józefa Iwulskiego z Izby Pracy SN, których kadencje kończą się z końcem sierpnia.
Czytaj także: Prezydent Andrzej Duda chce zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym
Prezesa izby SN powołuje prezydent na trzyletnią kadencję spośród trzech kandydatów wybranych właśnie przez zgromadzenie sędziów danej izby, ale według obecnych zasad dla ważności takiego zgromadzenia izbowego trzeba obecności dwóch trzecich każdej z nich. A w Izbie Cywilnej na 28 sędziów nowych jest 10, a w Izbie Pracy na 13 – tylko jeden. Starzy sędziowie mogliby teoretycznie zablokować wybór kandydatów. A to bardzo ważne stanowiska w SN. Wojna na szczytach Temidy aż nadto tego dowiodła.
Nowelizacja zawiera więc zabezpieczenie – z punktu widzenia prezydenta. Nowe rozwiązania przewidują, że gdyby na zgromadzeniu wyborczym nie było kworum, to na kolejnym wystarczy połowa sędziów, a gdyby i to podejście się nie udało, to na kolejnym wystarczyłaby jedna trzecia sędziów.