- Ustawy sądowe zdaniem obozu rządowego były konieczne, aby chronić prawa obywateli, aby nie dopuścić do anarchii w państwie - mówił Gowin. - W Senacie moja partia - Porozumienie - zgłosiła kilkanaście poprawek, które usuwały zdecydowaną większość zastrzeżeń opozycji, zastrzeżeń Sądu Najwyższego. Opozycja nie była zainteresowana, żeby nad tym pracować. Nie chodziło o poprawienie ustawy. Nie chodziło o obronę Konstytucji czy praworządności. Chodziło o eskalację konfliktu. Dla opozycji to jest walka o władzę. To nie jest wojna w obronie Konstytucji - to jest wojna o władzę - podkreślił.
- Kiedy byłem ministrem sprawiedliwości, prowadziłem szeroki dialog z sędziami. To się skończyło dokładnie tak, jak w przypadku reform pana ministra Ziobry. Środowisko sędziowskie kompletnie było oporne przeciwko jakimkolwiek zmianom - stwierdził wicepremier. - Moja wielka pretensja do środowiska prawniczego, ale także pretensja do opozycji polega na tym, że jedyne, co postulują, to powrót do status quo sprzed rządów Zjednoczonej Prawicy. Na to nie ma zgody obywateli - ocenił.
Czytaj też: Jarosław Gowin: Nie możemy się wycofać z reformy sądownictwa
Przyznał, że po czterech latach wielu zmian, sądy nadal nie funkcjonują dobrze, nie widać postępu. Na pytanie, czy gdyby był dziś ministrem sprawiedliwości, to inaczej by reformę w sądach wprowadzał, inaczej rozmawiał z sędziami, Gowin odpowiedział:
- Nie chcę porównywać tutaj swoich działań do działań pana ministra Ziobry. Jeżeli ktoś przygląda się temu, w jaki sposób reformowałem, reformuję polskie uczelnie, to pewne różnice są zauważalne.