Od początku powstania zawodu sędziego tworzymy katalog cech doskonałego sędziego... Jak pogodzić mit sędziego-boga z rzeczywistością?
Jacek Hołówka: Oczywiście sędziowie nie są ideałami, ale to nie znaczy, że chcemy zrezygnować z obrazu idealnego sędziego. To nie musi być człowiek nieomylny, ale uczciwy i korygowalny. Może się wydać, że taka odpowiedź odsuwa od nas trudne pytanie. Ale tak nie jest, bo ideały nie poddają się konkretyzacji, a zasady uczciwości – tak. W każdej dziedzinie społecznego życia zderzają się zwykle dwie postawy: naiwnego pięknoducha i cynicznego pragmatyka. Sędziowie też podlegają temu podziałowi. Pięknoduch to sędzia, który ma nadzieję w swoim sądzie poprawić cały świat. To ładny cel, byle nie był osiągany kosztem podsądnych. Cyniczny pragmatyk to skorumpowany sędzia, który wykorzystuje system prawa do własnych celów. Po prostu nie nadaje się do tego zawodu. Choć jednak trudno udowodnić pięknoduchostwo lub korupcję, o tych postawach trzeba sędziom przypominać. Dyskomfort jest dość sprawnym sposobem korygowania upartych błędów w wielu zawodach. Pewien profesor prawa z Niemiec powiedział mi kiedyś, że ich przepisy zabraniają używać śmietniczek ulicznych do opróżniania kieszeni. Zdumiałem się, ale on mnie uspokoił. Nie chodzi o karę, tylko o wyrobienie szacunku dla prawa. Obowiązuje zasada, że jeśli jakiś śmieć był już w domu, to stał się śmieciem domowym i powinien być wyrzucony z wszystkimi innymi śmieciami, tam gdzie trzeba. Oczywiście, każdemu się zdarza dopiero na ulicy spostrzec, że nosi śmieci. Wtedy niech wybiera. Albo wyrzuci je do śmietniczki, i będzie wiedział, że robił źle, albo niech nosi śmieci w kieszeni aż do powrotu do domu. Większość ludzi znających to prawo opróżnia kieszenie po powrocie do domu albo przed wyjściem i ten obowiązek nie szerzy rygoryzmu. Gdyby szerzył, byłby szkodliwy. System uczy obywatela pamiętać, że łamanie prawa, nawet gdy nikt tego nie widzi, jest ciągle łamaniem prawa. Sędzia, który pamięta o tej zasadzie, jest z reguły bardziej zadowolony ze swojej pracy niż pięknoduch lub cyniczny pragmatyk.
Wszyscy słyszeliśmy o sprawie Tomasza Komendy, skazanego na 25 lat, który po 18 latach został zwolniony z więzienia, a proces zapewne będzie wznowiony. Czy da się wyeliminować takie pomyłki?
Świetnie o tym napisał Piotr Skwieciński w „Sieci". Twierdzi, że korporacja prawnicza chroni swoich. Ktoś podjął błędną decyzję, ale wypominanie mu tego teraz utrąciłoby mu karierę, postawiło pod znakiem zapytania wcześniejszy awans. Lepiej do tej sprawy nie wracać. Przeraża nie to, że są pomyłki sądowe, tylko że są systematycznie tuszowane. Mówi się: to był wyjątek, system jest dobry. Otóż system jest dobry, dopiero gdy stale myśli o swoich błędach. Szacunek do prawa zależy w każdym społeczeństwie przede wszystkim od jawności prawniczych decyzji. Pokutuje przekonanie, że im mniej ludzie wiedzą o łamaniu prawa, tym silniej są przekonani, że żyją w praworządnym świecie. To naiwność, ale może nie warto jej zwalczać, lepiej wykorzystać. Ludzie mają z reguły więcej zaufania do automatów niż do decyzji administracyjnych. Warto zatem zalgorytmizować w prawie to wszystko, co rutynowe, powtarzające się, oparte na właściwym odczytaniu tego, co napisano małym drukiem i co nie budzi wątpliwości. Jeśli prawnicy zostaną uwolnieni od rutyny, łatwiej będzie im patrzeć na ręce i dostrzec, kiedy się mylą.
Sprawiedliwość jest jednym z najbardziej mglistych pojęć w filozofii. W Polsce sądy są coraz częściej krytykowane, że ich orzeczenia nie odpowiadają społecznemu poczuciu sprawiedliwości.