Tytuł tego artykułu nawiązuje do dzieła Romana Dmowskiego ,,Niemcy, Rosja i kwestia polska", bo sytuacja trzeciej władzy w naszym kraju może budzić skojarzenia z losami ,,sprawy polskiej" pod zaborami. Tak jak wówczas polskość tkwiła w okowach organizacji politycznych potężnych sąsiadów, tak współcześnie władza sądownicza, zepchnięta przez niepodzielnie panującą dwuwładzę na pobocze dyskursu politycznego, daleka jest od zajmowania należnej jej pozycji w strukturze organów państwa.
Twarzą prawa jest sędzia
Pozycję tę określa konstytucja oparta na monteskiuszowskiej zasadzie trójpodziału władz. Zgodnie z nią sądownictwo ma być równoważne pozostałym dwóm władzom po to, aby niwelować ich mankamenty. W jaki sposób? Otóż efektem pracy parlamentu jest ustawa, ale to tylko tekst, z reguły niedoskonały, jakiś pomysł legislatywy na lepszą rzeczywistość. Obywatel odczuje dopiero to, co w jego sprawie zrobi sędzia mądrze stosujący ustawę, bo ,twarzą prawa nie jest ustawa, ale sędzia. Dlatego warto mieć lepszych sędziów niż ustawy. Władza wykonawcza z kolei jest potężną siłą zdolną zmiażdżyć pojedynczego człowieka, gdy stanie na drodze jej celów. Sąd jest w takich sytuacjach miejscem, w którym odwołując się do prawa, a nie do siły, każdy, nawet najsłabszy z nas , powinien znaleźć ochronę przed nadużyciami egzekutywy.
Konstytucyjna zasada niezależności władzy sądowniczej nie została ustanowiona dla sędziów jako ich przywilej. Ma ona gwarantować obywatelom sprawiedliwy osąd ich sprawy przez bezstronny organ, który nie będzie legitymizował decyzji zapadających gdzie indziej. Do tego właśnie potrzebujemy w Polsce niezawisłych sędziów orzekających w niezależnych sądach. Daje nam to konstytucja... i właściwie tylko ona, a to stanowczo zbyt mało.
Założenie twórców obecnego ładu konstytucyjnego o harmonijnym współdziałaniu szanujących się wzajemnie trzech władz okazało się mrzonką. W polskich warunkach nie działa zasada check and balance, gdyż dotąd nie doszło do wyemancypowania się sądownictwa w aspekcie strukturalnym jako samodzielnej władzy. Nie ma organu, który miałby prawo wypowiedzieć się w imieniu sędziów i reprezentować władzę sądowniczą na zewnątrz. Struktura trzeciej władzy rozpoczyna się i kończy na pojedynczych sędziach, bo już sądy, w ramach których działają sędziowie, są kierowane i zarządzane przez prezesów i dyrektorów podległych ministrowi sprawiedliwości. Dlatego w świadomości społecznej sądownictwo funkcjonuje ciągle jako segment władzy wykonawczej. To przekonanie z upodobaniem pielęgnują kolejne ekipy rządzące Polską, także po przełomie 1989 r. Potwierdzeniem tej tezy jest pogląd o przemożnym wpływie ministra sprawiedliwości na funkcjonowanie sądownictwa.
Każdy zapytany przechodzień powie, że w sądownictwie najważniejszy jest minister, bo taką wiedzą stale karmią nas media. Co więcej, z kompleksu uzależnienia od ministra nie mogą wyzwolić się sami sędziowie. Myślenie piastunów trzeciej władzy o własnej niezależności sprowadza się do walki o większą lub mniejszą autonomię w obrębie wyznaczonym władzą ministra nad sądami.