To do premiera należy ustalenie, czy leśnictwem ma się zajmować szef resortu ochrony środowiska czy może rolnictwa. A jeśli już jakieś kwestie formalne ma regulować ustawa, to powinna być uchwalana sprawnie, bo mamy problemy poważniejsze niż biurokratyczne kwestie. Tymczasem przed tygodniem prezydent zawetował nowelę ustawy określającą nie skład rządu i kompetencje ministrów, ale tzw. działy, czyli jakby administracyjne poletka rządu. Obawy prezydenta ma budzić możliwość usadowienia spraw leśnictwa w Ministerstwie Rolnictwa, a nie, jak przez lata, w Ministerstwie Ochrony Środowiska, które zresztą inaczej się już nazwa. Coraz trudniej zresztą zorientować się, jakie mamy ministerstwa i ministrów i kto za nie ponosi odpowiedzialność.
Czytaj także: Jest weto prezydenta ws. działów administracji rządowej
Wiemy tyle, że to premier przydziela poszczególne działy poszczególnym ministrom, i może je przekładać, a w razie gdyby któryś z ministrów nie mógł zajmować się danym działem, jego obowiązki wykonuje osobiście premier – co się już zdarzało.
Przesunięcia między resortami mają jednak w Polsce długą tradycję. Czasem, jak przy jesiennej restrukturyzacji rządu, chodzi o realne kompetencje (władzę), a czasem chyba tylko o szyldy. To magiczne czy piarowskie myślenie, że jak dorzucimy do nazwy ministerstwa jakąś branżę, to już wzrośnie jej ranga.
Prezydent na uzasadnienie weta wskazał też, że nie zapewniono mu pełnego 21-dniowego terminu na decyzję, czy podpisać czy zawetować ustawę. Miał tylko 12 dni, a może i parę godzin więcej na analizę tej krótkiej i znanej od ponad miesiąca noweli.