Katyń – trauma pokoleń Polaków

Dla mojego pokolenia, ludzi urodzonych na przełomie lat 60. i 70., zbrodnia katyńska była tematem tabu.

Aktualizacja: 13.04.2019 17:04 Publikacja: 11.04.2019 19:00

Reprodukcja fotografii z ekshumacji przeprowadzonej w 1943 roku

Reprodukcja fotografii z ekshumacji przeprowadzonej w 1943 roku

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Nikt nas o tym nie uczył w szkołach, w niewielu domach o tym rozmawiano, a media nieustannie straszyły nas jedynie „niemieckimi rewizjonistami", jak nazywano tych „złych Niemców", w odróżnieniu od „naszych przyjaciół z NRD". Z kolei Sowietów ukazywano jako naszych oddanych i bezinteresownych przyjaciół i obrońców pokoju.

Czy powinniśmy mieć pretensje do naszych rodziców i dziadków, że często milczeli? Czy możemy się czuć oszukani przez naszych nauczycieli? Czy mamy prawo mieć żal do twórców, że robili wspaniałe warsztatowo, choć zakłamane filmy z gatunku „Czterech pancernych i psa" czy „Stawki większej niż życie"?

Czy obawiali się, że coś chlapniemy w szkole? A może tego, że w oburzeniu nie pójdziemy na obowiązkowe lekcje rosyjskiego lub w szkolnej toalecie spalimy i spuścimy do kanałów nasze przymusowo przyznane legitymacje członkowskie Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej?

Przez to milczenie starszego pokolenia wielu z nas przeżyło prawdziwy wstrząs, dowiadując się pierwszy raz w życiu o haniebnej kaźni ponad 20 tysięcy polskich żołnierzy dokonanej przez NKWD. Wielu z nas próbowano zresztą nadal wmawiać, że to była kolejna zbrodnia niemiecka. Nasz niezwykle naiwny światopogląd, skrupulatnie budowany latami w szkołach, zapadał się pod wpływem tej wiadomości w jednej chwili. Po latach totalnego ogłupiania hasłami o przyjaźni polsko-radzieckiej dowiadywaliśmy się w ciągu zaledwie kilku minut, że historia wcale nie jest czarno-biała, a nasi wschodni przyjaciele byli w rzeczywistości naszymi śmiertelnymi wrogami i ciemięzcami. I gdyby nie ten „zgniły Zachód", którym nas straszono, dzisiaj bylibyśmy albo niewolnikami w Generalnej Guberni, albo pozbawionymi tożsamości narodowej dzikusami wegetującymi gdzieś w zapomnianym przez Boga syberyjskim przedprożu piekła.

Pamiętam doskonale tę najczystszą postać złości, która ogarnęła mnie i moich kolegów, kiedy dowiedzieliśmy się o egzekucjach w Katyniu, Kozielsku, Ostaszkowie, Charkowie, Bykowni i Miednoje. Pierwszym odruchem było odrzucenie, drugim – trauma. A przecież śmierć blisko 22 tysięcy polskich żołnierzy i funkcjonariuszy była zaledwie czubkiem olbrzymiej góry lodowej niezmierzonego do dzisiaj cierpienia moich rodaków i milionów innych narodów ZSRR, w tym milionów Rosjan.

Nie znamy dokładnej liczby ofiar. Nie mamy pojęcia, gdzie spoczęły kości setek tysięcy Polaków z Kresów Wschodnich. Ilu jeszcze tam zostało i ilu pamięta, skąd pochodzili ich rodzice i dziadkowie?

Już w latach 1945–1949 powstał gigantyczny materiał dowodowy zebrany przez Główną Komisję Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Później archiwa dokumentujące niemiecki terror były rzetelnie i systematycznie uzupełniane. Tymczasem nikt przez ponad pół wieku nie gromadził dokumentacji związanej z sowieckim terrorem na „nieludzkiej ziemi". Ogromna część wiedzy przepadła bezpowrotnie.

10 lutego 1940 r. rozpoczęła się pierwsza deportacja w głąb ZSRR przynajmniej 140 tys. obywateli polskich, z czego 70 proc. stanowili etniczni Polacy. Niektóre opracowania mówią o 200 tys. Druga fala deportacji, z 13–14 kwietnia 1940 r., której 79. rocznicę będziemy obchodzili jutro wraz z rocznicą mordu polskich żołnierzy, objęła ok. 61 tys. ludzi. Kolejna fala wywózek trwała od maja do lipca 1940 r. Tym razem przynajmniej 80 tys. ludzi zostało zapędzonych do bydlęcych wagonów, które ruszyły ku pustkowiom rosyjskiego Dalekiego Wschodu.

W zależności od badań przyjmuje się, że Sowieci deportowali łącznie od 350 tys. do 1,5 mln obywateli polskich, którym przecież obiecali opiekę, kiedy cynicznie uzasadniali swoje wkroczenie na terytorium Rzeczypospolitej 17 września 1939 r. Te wielkie różnice w szacunkach dotyczących liczby deportowanych wskazują, jak wielu naszych rodaków zaginęło na przepastnych przestrzeniach sowieckiego imperium.

Nikt nas o tym nie uczył w szkołach, w niewielu domach o tym rozmawiano, a media nieustannie straszyły nas jedynie „niemieckimi rewizjonistami", jak nazywano tych „złych Niemców", w odróżnieniu od „naszych przyjaciół z NRD". Z kolei Sowietów ukazywano jako naszych oddanych i bezinteresownych przyjaciół i obrońców pokoju.

Czy powinniśmy mieć pretensje do naszych rodziców i dziadków, że często milczeli? Czy możemy się czuć oszukani przez naszych nauczycieli? Czy mamy prawo mieć żal do twórców, że robili wspaniałe warsztatowo, choć zakłamane filmy z gatunku „Czterech pancernych i psa" czy „Stawki większej niż życie"?

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił