Nieznana jest też liczba wyroków na przedstawicielach wojskowej administracji niemieckiej w małych miastach. Istnieją jednak zeznania wskazujące, że ci, którzy w porę się nie ewakuowali, byli likwidowani przez lokalne komórki ruchu oporu bądź trafiali w ręce odbudowanej armii francuskiej, co nadal mogło oznaczać egzekucję.
Czas zemsty
W 1944 r. wyzwalana Europa wrzała od wściekłości na Niemców. Teraz myśliwi stali się zwierzyną łowną. W 1945 r. Specjalny Trybunał Grecki ds. Kolaborantów Nazistowskich z siedzibą w Janinie skazał zaocznie 1 930 kolaborantów na śmierć. Byli to greccy Albańczycy i muzułmanie współpracujący z Włochami i Niemcami.
Grecki wymiar sprawiedliwości skazał też na śmierć pierwszego kolaboracyjnego premiera, generała Georgiosa Tsolakoglou, ale ze względu na jego białaczkę wyrok zamieniono na dożywocie. Tsolakoglou zmarł w więzieniu trzy lata później. Drugi szef rządu kolaboracyjnego, Konstandinos Logotetopulos, po wycofaniu Wehrmachtu uciekł do Niemiec, gdzie został schwytany przez armię amerykańską i skazany na dożywotnie więzienie. W 1951 r. otrzymał zwolnienie warunkowe, ale zmarł w więzieniu. Trzeci i ostatni kolaborujący z Niemcami premier, Ioannis Rallis, został osądzony pod zarzutem zdrady, za co dostał dożywocie.
Nie tylko tych trzech kolaboracyjnych premierów uniknęło egzekucji. Także wielu urzędników niższego lub średniego szczebla, zwłaszcza członkowie Batalionów Bezpieczeństwa i żandarmerii zostali wkrótce zwolnieni z więzień i przywróceni na dawne stanowiska. Niestety, w nabierającej tempa greckiej wojnie domowej ich antykomunistyczne doświadczenia były ważniejsze niż ich zdrada na rzecz Niemiec w latach okupacji. W wielu przypadkach ci sami ludzie, którzy w czasie wojny współpracowali z Niemcami, w latach 1946–1949 zajęli wysokie stanowiska w służbie bezpieczeństwa. I podobnie jak podczas okupacji niemieckiej, nadal stosując te same metody, prześladowali byłych członków lewicowego ruchu oporu.
Przed Najwyższym Trybunałem Narodowym
Już 30 marca 1943 r. prezydent RP Władysław Raczkiewicz wydał dekret o odpowiedzialności karnej za zbrodnie wojenne. Był to pierwszy tak szczegółowy akt prawny w tej dziedzinie. Inne państwa koalicji antyhitlerowskiej jeszcze nie zastanawiały się nad odpowiedzialnością karną za niemieckie zbrodnie wojenne. Dzięki mrówczej i bardzo niebezpiecznej pracy Delegatury Rządu na Kraj i Kierownictwa Walki Cywilnej już pod koniec 1943 r. w należącym do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Biurze dla Spraw Zbrodni Wojennych zgromadzono 4 tys. nazwisk sprawców przestępstw wojennych w Polsce. We współpracy ze Światowym Kongresem Żydów prawnik Manfred Lachs założył osobną komórkę dotyczącą zbrodni na Żydach. Wbrew powtarzanym za zachodzie półprawdom, warto podkreślić, że już wtedy polskie MSW zorganizowało jako jedyny rząd świata wspólne konferencje ze Światowym Kongresem Żydów, podczas których nie tylko zastanawiano się jak pomóc Żydom w okupowanej Polsce, ale takżem jak ukarać organizatorów Holocaustu.
Po zakończeniu wojny podstawą karania zbrodniarzy wojennych stały się nowe przepisy państwa komunistycznego. Na podstawie dekretu z 31 sierpnia 1944 r. powołano Specjalne Sądy Karne i Najwyższy Trybunał Narodowy. Miały one karać wszystkie czyny popełnione w okupowanej Polsce od 1 września 1939 r. do zakończenia wojny przez wszystkich funkcjonariuszy Gestapo, SS i SD oraz członków NSDAP. Sądy te mogły orzekać tylko jeden rodzaj sankcji – karę śmierci. Wyroki SSK były prawomocne i ostateczne. Zmienić je mogła jedynie decyzja przewodniczącego Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta.
14 kwietnia 1945 r. powołano do życia Centralny Rejestr Zbrodniarzy Wojennych i Podejrzanych (Central Registry of War Criminals and Security Suspects – CROWCASS). Podzielono go na sekcje: aresztowanych, poszukiwanych, świadków i jeńców wojennych.
Przez pięć lat po wojnie Polska wpisała na tę listę nazwiska 7 405 zbrodniarzy. Jak duży był opór administracji niemieckiej do wydawania zbrodniarzy wojennych, świadczy fakt, że ostatecznie ekstradowano do Polski tylko 1 803 przestępców niemieckich.
Nie zawsze jednak winę za ten stan rzeczy ponosili Niemcy lub alianci. Badania dowodzą, że większość odmów ekstradycji wynikała ze źle wypełnionej dokumentacji przez stronę polską. Z niemieckich stref okupacyjnych ekstradowano do krajów sprzymierzonych ok. 4 tys. osób. Z kolei Elżbieta Kobierska-Motas wyliczyła (mimo braku części materiałów źródłowych), że do Polski ekstradowano 2 022 oskarżonych, w tym 1 342 etnicznych Niemców. Mimo że wśród ekstradowanych większość (1 204) stanowili członkowie załóg niemieckich obozów, więzień i gett, to tylko nieliczni z nich zostali skazani na śmierć. Orzeczono bowiem „jedynie” 193 kary śmierci, 1 307 kar pozbawienia wolności od roku do 15 lat, 69 kar dożywocia, a 101 osób uniewinniono. Na ławach oskarżonych zasiadło też 257 funkcjonariuszy niemieckiej policji oraz 74 urzędników administracji Generalnej Guberni.
Nie były to oczywiście wszystkie wyroki. Hitlerowskie zbrodnie i kolaboracja z Niemcami nie ulegają przedawnieniu, dlatego od 1945 do 1988 r. zapadło aż 20 tys. wyroków skazujących zbrodniarzy lub zdrajców narodu polskiego. Siedem procesów uznanych za najważniejsze przeprowadzono przed Najwyższym Trybunałem Narodowym: gaulaitera Kraju Warty Artura Greisera, komendanta obozu w Płaszowie Amona Götha, czterech szefów policji w okupowanej Polsce, komendanta obozu w Auschwitz Rudolfa Hössa, 40 członków załogi oświęcimskiej, gauleitera Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie Alberta Forstera, szefa rządu Generalnego Gubernatorstwa Josefa Bühlera. Z 49 postawionych przed sądem oskarżonych Najwyższy Trybunał Narodowy skazał łącznie 31 na karę śmierci, resztę na kary więzienia, a jednego uniewinnił.
Kontrowersyjne procesy
Szczególnie dramatycznie przebiegał pierwszy proces załogi obozu koncentracyjnego w Majdanku. Rozpoczął się on jeszcze w 1944 r., kiedy część Polski nadal była pod brutalną okupacją niemiecką. Zapewne do Berlina dotarło dramatyczne przemówienie prokuratora Sawickiego, który mówił: „Jest jeszcze jedna potworność Majdanka. W dzień okropne bicie, katusze, gazowanie, palenie, a w nocy wracał taki człowiek do swojej Frau. Poza cieniem śmierci jest barak, zielono pomalowany, a w nim biały obrus, patefon i pianino. Hitlerowiec umywa ręce z krwi i przynosi do domu jako Geschenk buciczki zdarte z drgającego jeszcze w agonii dziecka polskiego. Albo Weihnachten i chóralny Lied i słynna Gemütlichkeit, a pod choinką suknie po zagazowanych, przyniesione z pralni i zerwane z szyi mordowanych medaliony, w który wstawia swoją fotografię zur Erinnerung”. W czasie tego procesu padły wstrząsające słowa, które musiały przerazić czytających je Niemców: „…z tego miejsca nie waham się przyznać, iż rozumiem średniowieczne kary. Nie wstydzę się Wam powiedzieć, że rozumiem dobrze, iż można domagać się łamania kości, wyrywania poszczególnych części ciała, przypiekania rozżarzonym żelazem, rozrywania końmi”.
Wydaje się, że Polska najrzetelniej rozliczyła się ze swoimi oprawcami i zdrajcami. Niekoniecznie. Do końca lat 70. XX w. na listę ściganych wpisano od 80 do 100 tysięcy nazwisk. Z tego w ramach dekretu sierpniowego skazano mniej niż 18 tysięcy. W dodatku procesy oparte na dekrecie sierpniowym nadal wzbudzają kontrowersje w środowisku prawniczym. Dekret przewidywał dla winnego jedynie karę śmierci. Dość często orzeczenie o winie zapadało przy niewystarczających dowodach, sprzecznych zeznaniach świadków lub przyznaniu się do winy wymuszonym torturami przez śledczych z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Efekt propagandowy był ważniejszy od dochodzenia do prawdy, a adwokaci, którzy przeszli piekło okupacji, ograniczali się jedynie do niechętnego zgłoszenia prośby o łagodniejszy wymiar kary.
Ostatecznie polskie sądy skazały 15 proc. załóg obozów koncentracyjnych, co było zdecydowanie „najwyższym wynikiem” w procesie ścigania niemieckich zbrodniarzy w całej Europie.
Po upadku komunizmu i wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej polscy śledczy dostali nowe instrumenty poszukiwania winnych zbrodni. Niestety, ze względu na fakt, że większość poszukiwanych już nie żyje, procesy odbywają się jedynie w celu wyjaśnienia spraw, a nie ukarania winnych.