Kolarstwo: Srebro do srebra

Maja Włoszczowska po ośmiu latach znów jest wicemistrzynią igrzysk. Dała reprezentacji Polski ostatni, 11. medal.

Aktualizacja: 21.08.2016 21:32 Publikacja: 21.08.2016 18:25

Maja Włoszczowska na mecie.

Maja Włoszczowska na mecie.

Foto: PAP/EPA

Relacja z Rio de Janeiro

Oglądać panią Maję startującą trzeci raz na igrzyskach – to był obowiązek, choćby z szacunku dla pracy i licznych wypadków, jakimi płaciła za spełnianie swej pasji. Przede wszystkim jednak wierzyliśmy, że Polka jest w formie i medal jest blisko.

Panie wywołano pojedynczo na start, najlepsze, startujące z pierwszej linii, wchodziły w rytmie bębnów, wśród nich ta w biało-czerwonym ubiorze, białym kasku i czerwonych rękawiczkach, nr 5 na koszulce z orłem.

Strzał, ruszyły, aż kurz poszedł. Wkrótce zaczęły się trudy wspinaczek i karkołomnych zjazdów. Zaczęły się też ucieczki i pogonie.

Najwcześniej liderką chciała zostać Linda Indergand, Szwajcarka, której dewizą jest: kto nie ryzykuje, nie wie, na co go stać. Zaryzykowała, pędziła pierwsza przez prawie trzy rundy, ale jej przewaga nad grupkami pościgowymi nigdy nie była zbyt duża.

Za odważną Lindą szybko uformował się pościg, ale kontrolowany przez taktykę. Polka jechała z przodu, czujnie, pilnowała Szwedki Jenny Rissveds, uważała, co robi rewelacyjna od paru sezonów Szwajcarka Jolanda Neff, patrzyła na Kanadyjki Catharine Pendrel i Emily Batty.

W kolarstwie górskim dobry początek ma znaczenie. Gonić wcale nie jest łatwiej, niż uciekać, to nie szosa, gdzie siła peletonu jest znacznie większa od możliwości samotnego ryzykanta. Skoro Włoszczowska była wśród najlepszych od pierwszych chwil, rósł optymizm w polskiej ekipie, dobrze widocznej wokół toru.

W połowie trasy Indergand miała już dość swej odwagi, rywalki dość łatwo ją dogoniły i przegoniły, największą chęć do wzmocnienia tempa miała Rissveds, ale Neff i Włoszczowska trzymały się mocno. Podczas czwartej rundy kolejny zryw Szwedki przyniósł jednak zmianę – Neff osłabła.

Z trasy dochodziły sprzeczne informacje: że to usterka sprzętu, może ubytek sił, ale fakt był bezsporny – mistrzyni Igrzysk Europejskich, mistrzyni Europy, wielokrotnie najlepsza w Pucharze Świata nagle znalazła się kilkadziesiąt sekund za prowadzącymi: Szwedką i Polką.

Po wyścigu Włoszczowska przyznała, że z trudem dotrzymywała koła Jenny Rissveds, wyraźnie uskrzydlonej swą siłą. Szwedka była najsilniejsza na podjazdach. Wybrała sobie jedno miejsce trasy, tam szarpała i patrzyła, co się dzieje z rywalkami.

Tak naprawdę została tylko jedna – dzielna Polka, jadąca – o czym wiadomo– z silikonową opaską na przegubie dłoni poświęconą pamięci tragicznie zmarłego trenera i przyjaciela Marka Galińskiego, przed laty polskiego mistrza tej dyscypliny.

Rissveds i Włoszczowska oddaliły się od reszty podzielonej mocno grupy tak wyraźnie, że medal dla Polki wydawał się pewny, choć w tej ryzykownej dyscyplinie całkowitej pewności nie ma się aż do mety.

Podczas ostatniej rundy Szwedka w końcu zgubiła też Polkę, znów pojechała szybciej na stromym podjeździe, tempo było za mocne, metr, dwa, dziesięć, dwadzieścia i już było widać, że tego dnia Rissveds złota nie odda.

Polka przyjechała samotnie druga, cieszyła się z tego drugiego miejsca, trzecia była Catharine Pendrel, też z tych, które w tej trudnej dyscyplinie sportu są obecne od lat.

Polskie srebro z Rio doszło do srebra z Pekinu i szóstego miejsca z Aten, jeśli przypomnieć całą olimpijską karierę Mai Włoszczowskiej. Ciąg dalszy może nastąpi, choć medalistka od dalekosiężnych prognoz się uchylała.

Kolarstwo górskie podane tak, jak w odległej o 43 km od Parku Olimpijskiego dzielnicy Deodoro, może się podobać. Tłem rywalizacji były góry, główną sceną dwa wzgórza, które świetnie było widać z trzeciego, z trybunami. Trasa była tak trudna, że po próbie przedolimpijskiej nieco ją wygładzono, by wypadki nie wypaczyły rywalizacji.

Na jednym ze zboczy stały gęsto kolorowe budynki, z dala wyglądały jak fawele, z bliska widać było, że to poligon i obiekty do wojskowych ćwiczeń. Scenerię wzbogacały liczne drapieżne ptaki krążące nad głowami. Po igrzyskach trasa zniknie, poligon wróci.

Rzut oka na trybuny potwierdzał, że na medal Mai Włoszczowskiej liczyli polscy działacze olimpijscy. PKOl reprezentowany był mocno, radość z przekroczenia przez reprezentację granicy 10 medali była wielka. Kolarz Rafał Majka zaczął medalowy zbiór, Maja Włoszczowska skończyła.

Relacja z Rio de Janeiro

Oglądać panią Maję startującą trzeci raz na igrzyskach – to był obowiązek, choćby z szacunku dla pracy i licznych wypadków, jakimi płaciła za spełnianie swej pasji. Przede wszystkim jednak wierzyliśmy, że Polka jest w formie i medal jest blisko.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
WADA walczy o zachowanie reputacji. Witold Bańka mówi o fałszywych oskarżeniach
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast