Wszyscy prą do impeachmentu Trumpa

– Nasza demokracja jest zagrożona. Prezydent nie pozostawia nam wyboru. Musimy działać, bo po raz kolejny próbuje zepsuć wybory na swoją korzyść – powiedziała w czwartek przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, ogłaszając, że po ubiegłotygodniowych przesłuchaniach ekspertów ds. prawa konstytucyjnego demokratyczni kongresmani w przyśpieszonym tempie będą pracować nad sformułowaniem zarzutów przeciwko prezydentowi.

Ważny tydzień

Tak zwane artykuły impeachmentu, które mogą zawierać m.in. oskarżenie o łapówkarstwo oraz utrudnianie pracy Kongresu, mają być znane w tym tygodniu, a głosowanie nad tym, czy je zatwierdzić, może odbyć się jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia.

– Po dwóch miesiącach dochodzenia jasne jest, że Donald Trump złamał prawo, wymuszając pomoc od zagranicznego rządu w wyborach 2020 (od Ukrainy w sprawie kompromitujących materiałów wobec przeciwnika z Partii Demokratycznej – red.). Jego czyny bezpośrednio godzą w Konstytucję – powiedziała demokratka Pelosi, dodając, że jest pewna, że ma w Izbie Reprezentantów wystarczająco duże poparcie, żeby zatwierdzić oskarżenia wobec prezydenta.

W poniedziałek odbywa się kolejna runda przesłuchań znawców prawa, która ma pomóc kongresowej komisji ds. wywiadu w przygotowaniu dowodów w oskarżeniu. Demokraci muszą ustalić, czy ograniczyć oskarżenia do tych wynikających z negocjacji Donalda Trumpa z władzami Ukrainy, czy poszerzyć je o wcześniejsze zarzuty dotyczące utrudniania śledztwa rosyjskiego.

Obrona prezydenta nie w tej izbie

W międzyczasie Biały Dom z prezydentem Donaldem Trumpem na czele, w piątek zasygnalizował, że nie planuje włączyć się teraz w procedury impeachmentu, w tym nawet przygotować obrony prezydenta.

„Demokratyczni kongresmani całą tą szaradą zmarnowali już wystarczająco dużo czasu Amerykanom. Trzeba natychmiast zakończyć to dochodzenie i nie tracić czasu na kolejne przesłuchania" – napisał w liście do kongresowej komisji sprawiedliwości Pat A. Cipollone, prawnik Białego Domu, określając też dochodzenie w sprawie prezydenta „zupełnie bezpodstawnym", „niekonstytucyjnym" oraz „mocno niesprawiedliwym".

Demokratyczni kongresmani ze zdziwieniem przyjęli rezygnację z przedstawienia obrony w Izbie Reprezentantów, po tym jak przez ostatnich kilka miesięcy prezydent oraz jego sprzymierzeńcy skarżyli się, że należy mu się prawo głosu.

– Słysząc, jak narzekał na impeachment, myśleliśmy, że przyjmie zaproszenie do obrony. Teraz, gdy odmówił, nie może już twierdzić, że proces jest niesprawiedliwy – powiedział Jerrold Nadler, przewodniczący kongresowej komisji ds. sprawiedliwości.

Wygląda jednak na to, że doradcom prezydenta i Białemu Domowi na rękę jest szybka procedura w Izbie Reprezentantów, bo liczą na to, że gdy sprawa trafi do Senatu, to tam większość republikańska przychylniej ustosunkuje się do ewentualnej obrony ze strony prezydenta.

Jak macie mnie postawić w stan impeachmentu, zróbcie to szybko. W Senacie będę miał szansę na sprawiedliwą rozprawę, a nasz kraj będzie mógł wrócić do normalności – napisał prezydent w jednym z wpisów na Twitterze.

Ryzyko nie tylko dla Trumpa

Nawet jeżeli Senat ułaskawi prezydenta Trumpa i oczyści go z zarzutów, to wszczęta procedura impeachmentu na zawsze już zostanie wpisana w jego życiorys, a część wyborców zapewne weźmie to pod uwagę podczas głosowania w listopadzie 2020 r.

W sondażach Trump nigdy nie miał wysokiego poparcia dla swojej działalności w Białym Domu, więc impeachment może przechylić szale na jego niekorzyść.

Chcąc nie chcąc, impeachment niesie też ze sobą polityczne ryzyko dla demokratów w Kongresie. Od tego, jak ci politycy odniosą się do możliwości usunięcia Donalda Trumpa z urzędu, zależą ich szanse na kolejną kadencję.

Ostatnie sondaże ogólnokrajowe wskazują, że niewielka większość narodu popiera procedurę impeachmentu, ale Amerykanie po równo są podzieleni co do tego, czy Donald Trump powinien być usunięty z urzędu. Zdaniem niektórych obserwatorów, „wszczynając procedurę, Nancy Pelosi podpisała wyrok śmierci na dziesiątki umiarkowanych demokratów".

Chodzi o tych, którzy w 2018 r. zdołali przekonać do siebie wyborców w 31 dystryktach, które zagłosowały w 2016 r. na Donalda Trumpa. To demokraci, którzy weszli do Izby Reprezentantów, przejmując tam większość. Ci politycy muszą ich utrzymać po swojej stronie w wyborach w 2020 r.

Problem w tym, że w kluczowych tzw. swing states (wahających się między republikanami i demokratami) dwie trzecie wyborców, którzy dwa lata temu zagłosowały na kandydatkę demokratów, planują głosować na Trumpa – wynika z badań „New York Timesa".

Rozczarowani są tym, że demokratyczni kongresmani, których wybrali dwa lata temu, obiecali współpracę z prezydentem w sprawie ubezpieczeń zdrowotnych, cen leków, polepszenia infrastruktury i rozwoju handlu, ale nic z tych założeń nie zostało zrealizowane.