W wystosowanym w odpowiedzi na korespondencję "Emi" liście Kaczyński potwierdza wpłynięcie jej e-maila do biura. "Z treści pani listu wynika, że czuje się pani pokrzywdzona działaniami wymiaru sprawiedliwości, ale także pana Łukasza Piebiaka, podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. W związku z powyższym uprzejmie informuję, że jeśli będzie pani oczekiwała ode mnie wsparcia, którego mógłbym udzielić, działając w ramach uprawnień przysługujących parlamentarzystom, proszę o informację o zajętym stanowisku oraz sprecyzowaniu problemu" - napisał prezes PiS.
List Kaczyńskiego dotyczy prośby o interwencję w sprawie ustalenia kontaktów małżonka Emilii Szmydt - sędziego Tomasza Szmydta - z ich córkami, co wcześniej było rozpatrywane przez sąd. Prezes PiS napisał, że w marcu 2017 roku interweniował w jej sprawie u Rzecznika Praw Dziecka. "Z informacji uzyskanych od Rzecznika Praw Dziecka wynika, że Rzecznik brał udział w postępowaniu toczącym się przed Sądem Rejonowym w Sochaczewie oraz wystąpił do prezesa Sądu Apelacyjnego w Łodzi o objęcie postępowania wewnętrznym nadzorem administracyjnym" - dodał.
Biuro poselskie PiS poinformowało "Gazetę Wyborczą", że Jarosław Kaczyński "nie znał Emilii Szmydt osobiście, nie weryfikował informacji, jakie mu przekazała, a odpowiedzi udzielił »w stale stosowanym w oparciu o Ustawę o wykonywaniu mandatu posła i senatora trybie (wiele tysięcy przypadków rocznie, pismo do wglądu w Biurze Prezydialnym PiS)«".
"Czytaj: przekazał sprawę do rozpoznania przez właściwą instytucję, tutaj Rzecznika Praw Dziecka - zgodnie z uprawnieniami posła. Podobnie jak tysiące innych rocznie" - skomentował jeszcze we wtorek zapowiedź publikacji "Gazety Wyborczej" Radosław Fogiel, wicerzecznik PiS.
"Pojutrze w Wyborczej: UJAWNIAMY, że posłowie podejmują interwencje!" - dodał Fogiel na Twitterze.