Zuzanna Dąbrowska: Powtórka z historii: ukarać prowodyrów

W wypowiedziach liderów PiS polityczną kalkulację zastępują rozszalałe emocje i teorie spiskowe. To znak, że władza gotowa jest do kolejnej konfrontacji.

Aktualizacja: 19.11.2020 21:53 Publikacja: 19.11.2020 19:53

Zuzanna Dąbrowska: Powtórka z historii: ukarać prowodyrów

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Zdenerwowany, blady, bez maseczki, bez finezji ani nawet trafiającej celu złośliwości – Jarosław Kaczyński przemawiał w środę do opozycji nie jak strofujący przeciwników mocnymi słowami Józef Piłsudski, tylko jak tracący grunt pod nogami po Marcu '68 Władysław Gomułka.

W jednym prezes PiS przypomina jednak obu tych polityków. Łączy ich wskazywanie miejsca, w którym powinna być opozycja: to zdecydowane odosobnienie. Środowe wystąpienie w Sejmie, ze słowami skierowanymi do opozycji „macie krew na rękach" (bo wzywa do demonstracji przeciw rządowi), to nie tylko przekraczająca granice, bardzo ostra polemika, ale przede wszystkim emanacja czystego gniewu. W tym wystąpieniu nie było politycznego zamysłu czy bolesnych dla przeciwników argumentów. Tylko wściekłość. Nie pierwszy raz przydarza się to liderowi PiS. Można przypomnieć „mordy zdradzieckie" czy „stoicie tam, gdzie kiedyś stało ZOMO" (choć te ostatnie słowa były przynajmniej zgrabną frazą).

Tym razem jednak Jarosław Kaczyński wygłosił oświadczenie, które zabrzmiało jak akt oskarżenia wobec „prowodyrów" i osób odpowiedzialnych za antyrządowe wystąpienia. Oskarżenie, w którym obarcza się ich odpowiedzialnością za rozprzestrzenianie się pandemii, a zatem za śmierć na Covid-19.

To droga, którą, dysponując aparatem państwa, można pójść dalej. Być może przy użyciu narzędzia, jakim jest stan wyjątkowy, być może zamykając liderki OSK. Nie chodzi o to, żeby siać strach i zamęt taką wizją. Trudno tylko uwierzyć, że to, co robi Jarosław Kaczyński, dzieje się bez przyczyny, ot tak – bo „stracił nerwy". Prezes PiS jest zbyt doświadczonym politykiem, by zapędzać się jak debiutant na lodowisku.

Wszystko to zresztą odbywa się w kontekście nie tylko protestów na ulicach, ale też śmiertelnie poważnej rozgrywki, która toczy się w sprawie unijnego budżetu i funduszu odbudowy.

O tym z kolei mówił w Sejmie premier Mateusz Morawiecki, grożąc Wspólnocie rozpadem. „Nie, ta UE nie miałaby szans przerwać, Unia, gdzie jest europejska oligarchia, która karze tych dzisiaj słabszych i wciska ich do kąta, to nie jest UE, do której my wchodziliśmy i to nie jest UE, która ma przed sobą przyszłość" – mówił szef polskiego rządu, odnosząc się do zamiaru wywrócenia mechanizmów gwarantujących Polsce pieniądze, stanowiące o cywilizacyjnym rozwoju naszego kraju. Wszystko to w imię „naszych, polskich wartości", sprowadzających się do nieakceptowania związków partnerskich i zaostrzania prawa aborcyjnego. A to z kolei prowadzi ludzi na ulicę.

To jest pętla, która zaciska się coraz mocniej. Prezes Kaczyński i jego współpracownicy weszli na spiralę radykalizmu, którym próbują przelicytować język demonstracji i kobiecych protestów.

I mówią przy tym tak, jak już wiele razy w historii powtarzali szefowie tajnych służb i policji. – Często mieliśmy do czynienia ze zorganizowanymi grupami szkolonymi do walk ulicznych związanymi ze skrajnie lewicowymi bojówkami! – oznajmił szef MSWiA Mariusz Kamiński. Pytanie, z czyich pamiętników uczą się teraz robić politykę liderzy PiS?

Zdenerwowany, blady, bez maseczki, bez finezji ani nawet trafiającej celu złośliwości – Jarosław Kaczyński przemawiał w środę do opozycji nie jak strofujący przeciwników mocnymi słowami Józef Piłsudski, tylko jak tracący grunt pod nogami po Marcu '68 Władysław Gomułka.

W jednym prezes PiS przypomina jednak obu tych polityków. Łączy ich wskazywanie miejsca, w którym powinna być opozycja: to zdecydowane odosobnienie. Środowe wystąpienie w Sejmie, ze słowami skierowanymi do opozycji „macie krew na rękach" (bo wzywa do demonstracji przeciw rządowi), to nie tylko przekraczająca granice, bardzo ostra polemika, ale przede wszystkim emanacja czystego gniewu. W tym wystąpieniu nie było politycznego zamysłu czy bolesnych dla przeciwników argumentów. Tylko wściekłość. Nie pierwszy raz przydarza się to liderowi PiS. Można przypomnieć „mordy zdradzieckie" czy „stoicie tam, gdzie kiedyś stało ZOMO" (choć te ostatnie słowa były przynajmniej zgrabną frazą).

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Jarosław Kaczyński o sprawie Tomasza Szmydta. "Odpowiadają wszyscy zwalczający PC"
Polityka
Rekonstrukcja rządu. Donald Tusk ujawnił ilu ministrów odejdzie
Polityka
Donald Tusk: Przerwano dochodzenia w sprawach dotyczących wpływów rosyjskiego wywiadu
Polityka
Były szef WSI: Sędzia Szmydt? To był szpieg. Zrobiło się gorąco i się wycofał
Polityka
Lasota: Aktywizm bardziej potrzebny teraz, niż za rządów Zjednoczonej Prawicy