– Nie ma innego wyjścia, jeśli nie chcemy utracić zaufania – powiedział o żądaniach demonstrantów prezydent Rumen Radew.

Jednak mimo poparcia protestów ze strony szefa państwa Borisow nie chce ustąpić. Po dwóch miesiącach demonstracji w środę w Sofii doszło do największych starć manifestantów z policją. Aresztowano ponad 60 osób, a drugie tyle znalazło się w szpitalach – w tym policjanci poranieni butelkami i kamieniami rzucanymi przez tłum. Obie strony używały też pojemników z gazem pieprzowym.

Demonstranci próbowali przedrzeć się przez policyjne kordony do gmachu parlamentu, do którego po wakacyjnej przerwie wracali deputowani. – Najwyższy czas, by rządzący zrozumieli, że są znienawidzeni – powiedział jeden z organizatorów protestów Welisław Minekow, występując w państwowej rozgłośni radiowej.

Zamiast jednak podać się do dymisji rządzący od prawie dekady Borisow chce, by najpierw parlament przyjął poprawki do konstytucji umożliwiające zwołanie Zgromadzenia Narodowego. Te zaś miałoby uchwalić nową konstytucję (podobnie próbuje uniknąć odejścia białoruski lider Aleksander Łukaszenko forsujący „reformę konstytucyjną").

W odpowiedzi prezydent wezwał parlament do ogłoszenia przedterminowych wyborów, by „wyjść z honorem z tego kryzysu". A demonstranci obiecali wrócić pod budynek parlamentu i stać tam tak długo, aż rząd ustąpi.