W tym roku Fundacja Prezydenckich Grantów przeznaczyła na rozwój trzeciego sektora 8 mld rubli (równowartość 480 mln złotych). Kreml zaczął wspierać organizacje pozarządowe w 2006 roku i, według rosyjskich analityków, zrobił to po to, by „uniezależnić NGO od Zachodu". Wszystko wskazuje na to, że cel ten w dużej mierze został osiągnięty.
Wśród ponad 8 tys. organizacji pozarządowych, które złożyły wnioski o prezydenckie granty, znaleźli się również ci, których wcześniej Kreml uznał za „zagranicznych agentów". Wśród nich jest Centrum Lewady, uważane za jedyny w Rosji niezależny ośrodek socjologiczny. W tym roku ubiega się o ponad 3,6 mln rubli (około 216 tys. złotych) na realizację projektu pod tytułem „Kulturalna różnorodność rosyjskiej młodzieży". Rzeczniczka ośrodka Karina Pipija w rozmowie z „Rzeczpospolitą" wyjaśnia, że w ramach projektu zostaną przeprowadzone sondaże porównujące m.in. wartości młodzieży rosyjskiej, kałmuckiej i tatarskiej.
– Status „zagranicznego agenta" nie przeszkadza nam uczestniczyć w tym konkursie. Nie pamiętam, ile razy dostawaliśmy prezydenckie granty, ale cztery razy na pewno – mówi. Przypomina, że w ubiegłym roku organizacja dostała od Kremla ponad 2 mln rubli (równowartość 120 tys. złotych). Co ciekawie, na początku marca na łamach „Rzeczpospolitej" szef Centrum Lewady mówił, że Rosja „powraca do czasów, kiedy władze zaliczały politycznie niepoprawnych do kategorii „wrogów narodu".
O pieniądze Kremla ubiegają się również ruch „Za prawa człowieka" oraz Fundacja Obrony Praw Więźniów, na czele których stoi znany rosyjski dysydent i obrońca praw człowieka Lew Ponomariow. W ubiegłym roku na swoją działalność dostał od Kremla 9,3 mln rubli (ponad 550 tys. złotych) i, co ciekawie, zajmuje się m.in. obroną więźniów politycznych w Rosji.
– Obecnie działamy za pieniądze z prezydenckiej fundacji. Zrezygnowaliśmy z zagranicznego finansowania i zostaliśmy wykreśleni z listy „zagranicznych agentów". To była trudna decyzja, ale konieczna, by kontynuować działalność w Rosji – mówi „Rzeczpospolitej" Ponomariow. – To pieniądze z budżetu państwa, to nie są pieniądze Putina. Zawsze rosyjskie instytucje państwowe wspierały działalność obrońców praw człowieka. Nie było to duże wsparcie, ale było – dodaje. Zaznacza jednak, że Kreml nie ingeruje w działalność jego organizacji.