Exit Poll: Salome Zurabiszwili nową prezydent Gruzji

Jeśli potwierdzą się dane z badań exit poll, nową prezydent Gruzji będzie Salome Zurabiszwili, była szefowa MSZ za czasów Micheila Saakaszwiliego.

Aktualizacja: 28.11.2018 17:43 Publikacja: 28.11.2018 16:10

Salome Zurabiszwili w lokalu wyborczym

Salome Zurabiszwili w lokalu wyborczym

Foto: AFP

Mieszkańcy Gruzji w środę głosowali w drugiej turze wyborów prezydenckich. Dostali się do niej Salome Zurabiszwili, która nie tylko szefowała gruzińskiemu MSZ w latach 2004-2005, ale też pracowała we francuskich służbach dyplomatycznych, oraz Grigol Waszadze z opozycyjnego Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Zurabiszwili startowała jako kandydatka niezależna, ale z poparciem rządzącej partii Gruzińskie Marzenie.

Według sondaży exit poll, opublikowanych tuż po zamknięciu lokali wyborczych (20.00 w Gruzji, 17.00 w Polsce), starcie w wyborczej dogrywce wygrała Zurabiszwili. Według badania Edison Resarch dla Telewizji Rustavi 2, na Zurabiszwili zagłosowało 55 procent wyborców, a na jej rywala 45 procent.

W innym badaniu exit poll, zleconym Instytutowi Gallupa przez TV Imedi, Zurabiszwili wygrała z jeszcze większą przewagą. W tym sondażu oddanie na nią głosu zadeklarowało 58 proc. wyborców, na Waszadze - 42 procent.

Do głosowania uprawnionych było ponad 3,5 mln osób. Frekwencja wyniosła 56,23 procent, znacznie więcej niż w pierwszej turze (46,83 procent).

Starcie byłych obywateli Francji i Rosji

Tuż po zaprzysiężeniu nowego prezydenta w Gruzji wchodzi w życie reforma konstytucyjna, zgodnie z którą głowa państwa nie będzie już wybierana w wyborach powszechnych. W 2023 roku prezydenta wybierze tak zwane kolegium wyborcze składające się z parlamentarzystów i przedstawicieli regionów. Prezydent zachowa jedynie prawo weta i w zasadzie będzie pełnił funkcję reprezentacyjną. Cała władza zostanie skumulowana w rękach rządu i parlamentu. Wydawałoby się, że i te wybory prezydenckie nie powinny mieć jakiegoś szczególnego znaczenia. Tymczasem sytuacja jest zupełnie odwrotna. Rywalizujące ze sobą obozy polityczne postawiły wszystko na jedną kartę.

Wszystko dlatego, że popierana przez rządzącą partię Gruzińskie Marzenie Salomea Zurabiszwili nie wygrała w pierwszej turze i zdobyła jedynie 38,64 proc. głosów. Na drugim miejscu z wynikiem 37,74 proc. znalazł się kandydat zjednoczonej opozycji Grigol Waszadze, popierany przez byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego.

Zurabiszwili urodziła się w Paryżu w rodzinie gruzińskich emigrantów politycznych. Do gruzińskiej polityki weszła w rzadko spotykany w świecie dyplomacji sposób. Była ambasadorem Francji w Tbilisi, gdy po „rewolucji róż" nowy prezydent Micheil Saakaszwili mianował ją szefem gruzińskiego MSZ. Ich drogi tak mocno się potem rozeszły, że dzisiaj Zurabiszwili wpierana jest przez ugrupowanie, które wyeliminowało Saakaszwilego z życia politycznego i zmusiło do ucieczki z kraju w 2013 roku. Francuskiego obywatelstwa Zurabiszwili zrzekła się dopiero kilka miesięcy temu, gdyż nie mogłaby startować na prezydenta.

Również jej rywal w drugiej turze był szefem dyplomacji z założonego przez Saakaszwilego Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Waszadze nie kończył zachodnich szkół wyższych, jest absolwentem Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (MGIMO). Z tego powodu jest mocno krytykowany przez przeciwników, ale nie tylko. 60-letni Waszadze był dyplomatą radzieckim i w MSZ ZSRR pracował aż do jego upadku. Na początku lat 90. przyjął obywatelstwo rosyjskie, z którego zrezygnował dopiero po tym, jak Rosja oderwała w 2008 roku od Gruzji Abchazję i Osetię Południową. Został szefem gruzińskiej dyplomacji i od tamtej pory jest jednym z najbliższych współpracowników Saakaszwilego.

Gdyby to Waszadze miał wygrać prezydenckie wybory, przyjazd byłego prezydenta Gruzji ściganego w ojczyźnie m.in. o nadużycie władzy byłby jedynie kwestią czasu. Wyproszony z Ukrainy Saakaszwili (znalazł schronienie w Holandii, ojczyźnie żony) miałby wtedy szansę na rewanż w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych z gruzińskim miliarderem Bidziną Iwaniszwilim, liderem rządzącego obecnie Gruzińskiego Marzenia.

– Pierwsza tura pokazała, że rządzące ugrupowanie uzyskało najsłabszy wynik od sześciu lat. Problemów w Gruzji robi się coraz więcej i rząd ich nie rozwiązuje. Kurs lari w ciągu tych lat znacząco spadł, wzrost gospodarczy jest bardzo niewielki, wysoka inflacja i bezrobocie. Od czasów Saakaszwilego wynagrodzenia prawie się nie zmieniły, a wszystko zdrożało – mówi „Rzeczpospolitej" gruziński publicysta Dimitri Awaliani. – Te wybory są w pewnym sensie plebiscytem. Pokażą, czy ludzie popierają rządzący obóz – dodaje.

Iwaniszwili rozumie zagrożenie i nie żałuje środków. Przed drugą turą wyborów premier Mamuka Bachtadze oświadczył, że długi ponad 600 tys. obywateli zostaną spłacone. Projekt warty 500 mln dolarów ma sfinansować fundacja Iwaniszwilego. – Takiego kupowania głosów nie było nawet za czasów Szewardnadzego (prezydent Gruzji w latach 1995–2003) – twierdzi Awaliani.

Mieszkańcy Gruzji w środę głosowali w drugiej turze wyborów prezydenckich. Dostali się do niej Salome Zurabiszwili, która nie tylko szefowała gruzińskiemu MSZ w latach 2004-2005, ale też pracowała we francuskich służbach dyplomatycznych, oraz Grigol Waszadze z opozycyjnego Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Zurabiszwili startowała jako kandydatka niezależna, ale z poparciem rządzącej partii Gruzińskie Marzenie.

Według sondaży exit poll, opublikowanych tuż po zamknięciu lokali wyborczych (20.00 w Gruzji, 17.00 w Polsce), starcie w wyborczej dogrywce wygrała Zurabiszwili. Według badania Edison Resarch dla Telewizji Rustavi 2, na Zurabiszwili zagłosowało 55 procent wyborców, a na jej rywala 45 procent.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"
Polityka
Afera na Węgrzech. W Budapeszcie protest przeciwko Viktorowi Orbánowi. "Zrezygnuj"