Wedle ustaleń naukowców proces ten – wywołany między innymi spadkiem pH oceanów – już się rozpoczął, około roku 2050 rafy zaczną na dobre się rozpadać, a ledwie pół wieku później najpewniej nie będzie po nich ani śladu. Ze zwierząt lądowych szczególnie zagrożony wyginięciem jest cały rząd płazów i – co nie powinno nawet w najmniejszym stopniu zaskakiwać – ssaki dużych rozmiarów. Zaskakuje za to z pewnością, że w Stanach Zjednoczonych w latach 2007–2013 wyginęło sześć milionów nietoperzy. Popularne „lucki" nie są – jak koralowce – ofiarą bezpośredniej działalności człowieka. Za ich wyginięcie odpowiada bakteria „z importu", którą do jednej z jaskiń na wschodzie USA przywieźli turyści. Amerykańskie nietoperze nie poradziły sobie z nią tak dobrze, jak ich europejscy krewni. Globalizacja zebrała w tym przypadku wyjątkowo okrutne żniwo.

Elizabeth Kolbert w pasjonującym „Szóstym wymieraniu" skupia się przede wszystkim na teraźniejszości. Swą dziennikarsko-przyrodniczą podróż zaczyna od panamskich złotych żab, od których jeszcze do niedawna się roiło (dziś żyją w „żabich hotelach" i nie widać szans na ich powrót do środowiska naturalnego), kończy zaś na wspomnianych nietoperzach. Po drodze zagląda oczywiście do Amazonii (nigdzie życie nie kwitnie tak bujnie, choć – jak wiadomo – coraz mniej bujnie) i robi tourneé po historii życia na naszej planecie. Czy raczej: po historii śmierci, a dokładniej wielkich wymierań, które do tej pory dotykały Ziemi (w trakcie jednego z nich, które roboczo można nazwać wymieraniem antropoceńskim, wedle autorki i popartych licznymi dowodami wypowiedzi naukowców sami żyjemy). „Kiedy świat zmienia się tak szybko, że gatunki nie mogą się do tego przystosować, wiele z nich umiera" – zauważa Kolbert. Nieistotne, czy za zmianę odpowiada deszcz meteorytów, wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze czy eksploatacja środowiska przez człowieka.

Elizabeth Kolbert udała się trudna sztuka: napisała książkę popularnonaukową, która trafi nie tylko do laików, ale też i do tych, którym nazwiska i działalność takich gigantów XIX-wiecznej nauki, jak Georges Cuvier czy Charles Lyell, są dobrze znane. Przy tym choć „Szóste wymieranie" optymistycznie nie nastraja, amerykańska dziennikarka powstrzymuje się od – tak częstego w nienaukowych pozycjach – moralizatorstwa, nie mówi też, że aby zapobiec wyginięciu gatunków wystarczy, że wyłączymy światło na 20 minut dziennie. „Argument, że można by było powstrzymać trwające obecnie wymieranie – pisze Kolbert – jest trafny, ale nie trafia w sedno problemu. Nie ma bowiem większego znaczenia, czy ludzie się starają, czy nie. Znaczenie ma to, że ludzie zmieniają świat". Gdy skończy się antropoceńskie wymieranie, życie zapewne znów zacznie rozkwitać.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95