Argentyńczyk bez wątpienia czuje poparcie miasta, wie że obecne kierownictwo klubu ma przeciwko sobie wszystkich, zdaje sobie sprawę ze swej sportowej i marketingowej siły. Mógł zalicytować ostro.

Jego odejście byłoby końcem sportowej bajki, która powinna skończyć się inaczej, a przynajmniej chcieliśmy w to wierzyć. Messi miał być w Barcelonie na zawsze, bo to byłoby potwierdzeniem, że jest inny, że Barcelona jest inna, że pojęcia takie jak przywiązanie do klubu i miasta, wierność wobec kibiców i wdzięczność za okazaną kiedyś pomoc mogą wygrać z chciwością i cynizmem.

Ostatnie klęski Barcelony są oczywiście dobrym pretekstem, by odejść z uzasadnieniem, że gra o najwyższe cele możliwa jest tylko gdzie indziej, ale ten argument byłby naturalny w ustach Neymara czy Zlatana Ibrahimovicia, ale nie Messiego. On ma ratować Barcelonę a nie z niej uciekać i jestem wśród tych, którzy chcą wierzyć, że temu służy groźba odejścia. Nic nie sprawiłoby mi większej radości niż Messi z Pucharem Europy za dwa, trzy lata w niebiesko - bordowej koszulce, bo to byłby dowód, że Duma Katalonii wciąż jest więcej niż klubem.

Jeśli Messi jednak rzeczywiście odejdzie, będzie to dla niego duże sportowe wyzwanie. Nie raz i nie dwa pisano, że wielki może być tylko w Barcelonie, gdzie wszystko ustawione jest pod niego, że nawet w reprezentacji Argentyny czuje się obco, że nigdy z nią niczego wielkiego nie wygrał. Messi w innym otoczeniu, w innym kraju, w innej futbolowej kulturze to z poznawczego punktu widzenia może być bardzo ciekawe, choć wolałbym jednak zobaczyć jak ratuje Barcelonę.