Według zaktualizowanych prognoz Komisji Europejskiej tegoroczny wzrost naszego PKB – 4,8 proc. – będzie trzecim pod względem dynamiki w całej UE. Lepsze od nas będą tylko Irlandia i Malta. Mamy także – przynajmniej na razie – nadwyżkę w budżecie, a to prezenty na trzylecie rządów PiS w naszym kraju znakomite.

Zresztą każda polityczna opcja wykorzystuje takie informacje, by pokazać, jak doskonale radzi sobie z zarządzaniem gospodarką; zupełnie jakby to wyłącznie od niej zależało. Prawda jest taka, że mimo różnych zawirowań sprzyja nam sytuacja zewnętrzna, zwłaszcza w strefie euro, oraz to, że nasze firmy umieją doskonale radzić sobie nawet w mniej sprzyjających okolicznościach. Wszystko jednak do czasu.

Wzrost PKB napędzają głównie popyt wewnętrzny, eksport i inwestycje, ale te dokonywane nie przez firmy, lecz przez instytucje publiczne, które wykorzystują szeroki strumień funduszy unijnych. Biznes wciąż się od inwestowania powstrzymuje i to mimo doskonałej koniunktury oraz uzasadniających takie działania rosnących kosztów pracy i trudności ze znalezieniem pracowników. Czemu? Bo nie czuje się pewnie w otoczeniu gospodarczym, w którym rośnie znaczenie państwa, zwiększają się – mimo deklaracji – obciążenia fiskalne, zapowiadane są znaczące podwyżki cen energii... Rząd dużo obiecuje przedsiębiorcom, ale najważniejsze jest to, co im naprawdę daje. A z tym bywa różnie. Stąd zmniejszający się optymizm naszych firm produkcyjnych, który wyznacza spadek uważnie obserwowanego przez ekonomistów wskaźnika PMI poniżej 50 pkt, po raz pierwszy od czterech lat.

Rządząca od 2015 r. Zjednoczona Prawica zwiększyła wpływy podatkowe, uszczelniła system VAT, co przełożyło się na stan finansów państwa. Ale z punktu widzenia przedsiębiorców do biznesowego raju nie przybliżyliśmy się nawet o krok. Szkoda, bo ten okres dobrej koniunktury – o czym świadczy wiele sygnałów – powoli zbliża się do końca.