Arkadiusz Krupa: bezprzykładna akcja obniżania statusu sędziego zaczęła się już w 2014 roku

Bezprzykładna akcja obniżania statusu sędziego i podporządkowywania wymiaru sprawiedliwości politykom zaczęła się już w 2014 r.

Aktualizacja: 18.10.2019 14:22 Publikacja: 18.10.2019 08:12

Arkadiusz Krupa: bezprzykładna akcja obniżania statusu sędziego zaczęła się już w 2014 roku

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Zaczęło się od czarnych banerów z napisem „czy chcecie tego, co było" oraz cyklu wypowiedzi podważających dobre imię sędziów. I gdy wydawało się, że jest to na polskiej scenie społeczno-politycznej trzęsienie ziemi, jak w scenariuszu mistrza Hitchcocka, napięcie zaczęło rosnąć. Zadziałały prawa fizyki, siła akcji wywołała siłę sędziowskiej reakcji. Wiece, świeczki (które z niektórych dłoni wypadały), uchwały, przemowy. Płomienny zachwyt kontrrewolucjonistów broniących starego porządku. Z determinacją godną lepszej sprawy, ale przede wszystkim z wiarą na odsiecz, która przybędzie z Zachodu. Ot, pojawili się nawet sędziowie niezłomni, a przynajmniej jeden...

Czymże jest zapał kontrrewolucjonistów, kiedy staje im naprzeciw już nie tylko większość parlamentarna, premier i prezydent, ale także i rzecznicy dyscyplinarni sądów powszechnych (dodajmy do tego nieszczęsną Emi i grono jej „przyjaciół", którzy – jak wynika z doniesień medialnych – pałali gorliwością rewolucjonistów „dobrej zmiany"). Wolą mniejszości? Roszczeniem przegranych? Bo przyjmując pojmowanie demokracji wg niejakiego J.J. Rousseau skoro WIĘKSZOŚĆ jest przeciwko nim, oni sami są W BŁĘDZIE.

Nie podejmę się odpowiedzi na to pytanie. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że ta walka, przez niejednych określana mianem walki dobra ze złem, nie wywołuje reakcji w społeczeństwie. I nawet nie rzecz w słupkach sondażowego poparcia, być może napędzanego paskami telewizji publicznej. Prawda jest taka, że każde społeczeństwo, od czasów rzymskich, pragnie chleba i igrzysk. I je dostaje – dość spojrzeć na coraz lepszy poziom kanałów sportowych w telewizji publicznej, a w paśmie społeczno-kulturalnym Zenka Martyniuka walczącego o oglądalność z serialem „Zniewolona". Przede wszystkim jednak człowiek oczekuje lepszego statusu materialnego, który na razie także dostaje, bezpośrednio, jak i za pośrednictwem licznych programów socjalnych. I aby uprzedzić utyskiwania malkontentów, zauważam, że mam na myśli działania doczesne. Bo przewidywania budżetowe to zupełnie inna historia, która pozostaje poza zakresem nie tylko niniejszego felietonu, lecz przede wszystkim wyobraźni większości wyborców.

Trochę historii

Jak uczy historia, to bynajmniej nie pragnienie wolności i demokracji popychały w nieodległej przeszłości naszych rodaków do publicznego manifestowania nieposłuszeństwa, ale widmo kolejnych podwyżek cen lub realnego obniżenia statusu materialnego. A gdy pojawił się protest rzeczywiście „wolnościowy", bo dotyczący wolności artystycznej („Dziady" Dejmka) lud robotniczo-chłopski dziarsko zakrzyknął za władzą, że to oszołomstwo inspirowane tendencjami syjonistycznymi. A hasło „precz z Żydami" ma w naszym kraju utrwaloną pozycję, więc... Żydzi pojechali do Syjamu, studentów spacyfikowano, odszedł Gomułka, przyszedł Gierek, było prawie-fajnie. Do czasu, gdy znowu, kolejne widmo podwyżek nie wypędziło ludzi na ulice, ulice ich przyjęły, władza też. Do czasu, gdy znów gaz łzawiący i czołgi pokazywały prawdziwą siłę woli suwerena. Wspieraną siłą bratniej pomocy, która właśnie towarzyszom w Afganistanie pomagała obronić jednych kacyków plemiennych przed drugimi.

I można by ten rys historyczno-refleksyjny ciągnąć, z rozpisaniem każdego zakrętu historii. Dla mnie ukazuje on już jednak i w tej nader prostej konstrukcji bolesną prawdę – w Polsce elity nigdy nie cieszyły się estymą. Bardzo często w sposób zasłużony – wszak to elity zawsze korzystały z mniej lub bardziej określonych przywilejów, których społeczeństwo w swej masie było pozbawione. I mechanizm ten nie zmienił się pomimo znacznego wyrównania się poziomu życia. A „elita" sędziowska na przestrzeni ostatnich lat bardzo mocno rosła w siłę, choć nawet sami sędziowie nie chcą o tym pamiętać lub po prostu tego nie pamiętają.

Gdy rozpoczynałem swoją przygodę z wymiarem sprawiedliwości, co kilka miesięcy, a nawet tygodni pojawiały się informacje: „nie ma kasy na wypłaty". Aplikant zarabiał skromnie, asesor troszkę lepiej, ale kierownik sekretariatu potrafił podówczas otrzymywać wyższe uposażenie. Jako początkujący sędzia uważnie liczyłem dochody pozostałe po spłacie zobowiązań, także tych we franku szwajcarskim. Zorganizowany w okresie prezydentury Lecha Kaczyńskiego protest środowiska sędziowskiego związany z żądaniem podwyższenia uposażeń był bezprecedensow, i żywo dowodzi roboczej tezy wyrażonej już wcześniej – że to nie poczucie wolności, ale pieniądze są największą determinacją protestu. Wartości, takie jak konstytucja i porządek prawny, są względne. Realne są za to potrzeby rodziny, kredyt do spłaty, no i nowy zestaw mebli do salonu.

O co chodzi?

I byłbym wlał wiadro dziegciu w szeregi tych wszystkich malkontentów, którzy pielęgnują swoje status quo, gdyby nie świadomość, że tak naprawdę nie sposób określić, czego tak naprawdę ma się bronić? Tego, co było: nepotyzmu, kolesiostwa, niejasnych kryteriów delegowania obowiązków i awansowania. Zazwyczaj tych „naznaczonych" sygnałem z góry. „Pałac" chce, „pałac" dostaje". Zgromadzenie realizuje wolę, a kolegium... Wiadomo, kolegium to przedłużenie pałacu...

Jakiś czas temu na (nader nieudanym, bo ściągniętym po kilku dniach z powodu „linii programowej") wernisażu dostrzegłem swój stary rysunek. Komiks z Sędzią Zdredem, który nie może pojąć, jak to jest, że Trybunał Konstytucyjny uznaje za konstytucyjne ustawy uchwalone niezgodnie z zasadami legislacji. Najdziwniejsza była jednak data jego powstania: Anno Domini 2014. Bo to przecież już wtedy zaczynała się bezprzykładna akcja pauperyzacji statusu sędziego i podporządkowywania wymiaru sprawiedliwości politykom. A że była czyniona w rękawiczkach...? Z dzisiejszej perspektywy może jawić się wręcz pieszczotą...

Potrzeba wizji

Jaki jest z tego morał ? Każdy wyciągnie swój, niektórzy może poczują się urażeni. Dla mnie jednak jest nader prosty: jajko, które śmierdziało kilka lat temu, nie może być uznawane za świeże w chwili obecnej. Hasła obrony imponderabiliów są dla przeciętnego obywatela tak czytelne, jak łatwe jest do wypowiedzenia użyte słowo na „I". Bez jasnego określenia pożądanej wizji wymiaru sprawiedliwości, bez odcięcia się od złych i toksycznych wzorców postępowań lub rozwiązań prawnych, nie da się bronić przed nikim, nawet jeśli będą to hordy barbarzyńców.

To gorzka prawda, ale jeśli jej nie przełkniemy, w większych dawkach skażemy się na demokrację w rozumieniu pana Rousseau. I może okazać się, że będziemy w błędzie.

„Jesteśmy w stanie przełknąć każde kłamstwo, jakim nas karmią, ale prawdy zażywamy w małych dawkach, bo bywa gorzka" – Denis Diderot

Zaczęło się od czarnych banerów z napisem „czy chcecie tego, co było" oraz cyklu wypowiedzi podważających dobre imię sędziów. I gdy wydawało się, że jest to na polskiej scenie społeczno-politycznej trzęsienie ziemi, jak w scenariuszu mistrza Hitchcocka, napięcie zaczęło rosnąć. Zadziałały prawa fizyki, siła akcji wywołała siłę sędziowskiej reakcji. Wiece, świeczki (które z niektórych dłoni wypadały), uchwały, przemowy. Płomienny zachwyt kontrrewolucjonistów broniących starego porządku. Z determinacją godną lepszej sprawy, ale przede wszystkim z wiarą na odsiecz, która przybędzie z Zachodu. Ot, pojawili się nawet sędziowie niezłomni, a przynajmniej jeden...

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Marek Isański: TK bytem fasadowym. Władzę w sprawach podatkowych przejął NSA