Szkolne mury pękają w szwach - komentuje Joanna Ćwiek

Trudno winić szkoły za to, że wprowadzają surowe kryteria przyjmowania dzieci do świetlicy.

Aktualizacja: 06.09.2019 10:59 Publikacja: 05.09.2019 19:19

Szkolne mury pękają w szwach - komentuje Joanna Ćwiek

Foto: Fotorzepa./ Marian Zubrzycki

Reforma edukacji to nie tylko problem podwójnego rocznika. Choć od początku tygodnia dominują informacje o korkach na korytarzach w liceach, kolejkach do toalety i lekcjach kończących się po 19, to ciasnota nie jest problemem wyłącznie szkół średnich, ale także podstawowych.

Czytaj także: Joanna Ćwiek: Jak powinna wyglądać polska szkoła? 

W szkołach, w których do niedawna uczyło się sześć roczników, od września 2017 r. trzeba znaleźć miejsce dla kolejnych dwóch. W praktyce wygląda to tak, że dyrektorzy na sale lekcyjne przerabiają wszystko, co się da. Lekcje odbywają się w szatniach, pokojach nauczycielskich, gabinetach dyrektorów i kanciapach na szczotki. W ramach walki o metry kwadratowe zlikwidowano lub zmniejszono sale do zajęć dodatkowych, pracownie multimedialne czy właśnie świetlice.

Rodzice mają prawo oczekiwać, że szkoły zapewnią miejsce w świetlicach wszystkim dzieciom, które tego potrzebują. Ale szkoły nie są z gumy. Gdy trzeba wybierać między salą lekcyjną a dodatkową świetlicą, raczej postawi się na tę pierwszą. Dlatego, często z bólem serca, a czasami na granicy prawa, dyrektorzy wprowadzają kryteria rekrutacyjne, kierując się potrzebami rodziny, a nie tylko i nie zawsze dziecka. Jakoś muszą wybrać. Stąd najłatwiej na miejsce w świetlicy „załapać się" dzieciom tych, którzy pracują. Szkoła wychodzi z założenia, że dziecka bez opieki zostawić nie wolno, a łatwiej ją zorganizować wtedy, gdy nie chodzi się do pracy.

Ale świetlice to nie przechowalnie. To miejsce, w którym dzieci bawią się, nawiązują przyjaźnie, rozwijają się społecznie. To powinno być także miejsce, w którym odrabiają lekcje, by wracając do domu późno po południu, mogły już spędzić czas z rodziną, a nie nad zadaniami domowymi. Tym bardziej że nie wszyscy rodzice, w przeciwieństwie do nauczycieli w świetlicy, są w stanie pomóc dzieciom w nauce. A pomocy mogą potrzebować także te dzieci, których rodzice nie pracują.

Reforma edukacji stała się faktem. Nie ma już powrotu do sześcioklasowej szkoły podstawowej, czy się to komuś podoba czy nie. Teraz trzeba zrobić wszystko, by w trosce o dzieci poprawić warunki w szkołach. Samorządy powinny więc zacząć myśleć o rozbudowach placówek.

Trudno jednak spodziewać się infrastrukturalnych inwestycji, gdy brakuje środków na bieżącą działalność. W latach 2017–2018 luka finansowa pomiędzy subwencją a rzeczywistymi wydatkami na oświatę wyniosła 23,45 mld zł.

Reforma edukacji to nie tylko problem podwójnego rocznika. Choć od początku tygodnia dominują informacje o korkach na korytarzach w liceach, kolejkach do toalety i lekcjach kończących się po 19, to ciasnota nie jest problemem wyłącznie szkół średnich, ale także podstawowych.

Czytaj także: Joanna Ćwiek: Jak powinna wyglądać polska szkoła? 

Pozostało 86% artykułu
Opinie Prawne
Jan Skoumal: Gazety walczą ze sztuczną inteligencją, a Polska w lesie
Opinie Prawne
Michał Bieniak: Co ma sędzia Szmydt do reformy wymiaru sprawiedliwości
Opinie Prawne
Rafał Adamus: Możliwa korporacja doradców restrukturyzacyjnych
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Sędziowie nie potrzebują poświadczeń bezpieczeństwa, bo sami tak zadecydowali
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Tomasz Szmydt to czarna owca czy w sądach mamy setki podobnych sędziów?