Mamy jeden kłopot. Ustawa o samorządzie określa prowadzenie żłobków i przedszkoli jako zadanie własne gmin. Obecnie placówki te są wspierane przez rząd jedynie dotacją. Samorządy powinny się zastanowić, czy chcą je prowadzić i czy chcą za nie odpowiadać. Okazuje się, że wiele z nich nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Między innymi w Warszawie, gdzie przedszkola niepubliczne nie otrzymują dotacji w całości. Do rodziców natomiast idzie przekaz, że miejsc w przedszkolach nie ma. Można oczekiwać, że taka sytuacja skończy się pozwami sądowymi przedszkoli publicznych przeciwko samorządom. Wiele osób zachęconych hasłami Platformy Obywatelskiej, typu „załóż przedszkole, to takie proste", zainwestowało swoje środki właśnie w ten sposób. Teraz te placówki stoją puste.
Ale dla rodzica koszty posłania dziecka do niepublicznego przedszkola są wyższe.
To wszystko zależy od polityki samorządów. To samorządy pozwalają na przykład na to, aby powstawały osiedla z bardzo drogimi mieszkaniami, ale bez infrastruktury – bez przedszkoli czy szkół. Przecież rodzice płacą samorządom podatki po to, by zapewniły im tę infrastrukturę.
Sama zamiana dotacji na subwencję nie sprawi, że samorządom przybędzie środków na prowadzenie przedszkoli.
Nie, ale chcemy uszczelnić system dotowania i subwencjonowania tak, aby znalazły się środki na sześciolatki. Nie może być też szkół dwuzmianowych. Obecnie jest ponad 40 wag w subwencji. W dużym stopniu subwencja zależy od liczby dzieci i stopnia awansu zawodowego nauczycieli. Za dwa tygodnie do konsultacji społecznych trafi projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty dotyczący odwołania od matury i zniesienia egzaminu szóstoklasisty od 2017 r. Znajdą się w nim też przepisy uszczelniające system dotowania. Na przykład często niesłusznie dotuje się szkoły dla dorosłych, mimo że prawie nie mają uczniów. Takich obszarów do naprawy jest co najmniej dziewięć. Ich uszczelnienie może dać samorządom około 100 mln zł.
Czy jest pani za systemem „trzy razy cztery"? Nauczanie wczesnoszkolne trwałoby cztery lata. Kolejny etap – również czteroletni – zaczynałby się w piątej i kończył w ósmej klasie. Następnie uczniowie przechodziliby do czteroletniego liceum. Proponuje się, że środkowy etap mógłby się odbywać w zależności od możliwości samorządu w szkole podstawowej lub w liceum.