Robert Gwiazdowski: Zegarek sędziego

Może zgłaszane od lat pomysły, że stanowisko sędziego powinno być „koroną" zawodów prawniczych, warte są w końcu rozważenia?

Aktualizacja: 13.02.2020 08:38 Publikacja: 13.02.2020 00:01

Robert Gwiazdowski: Zegarek sędziego

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodkowski

Przeczytałem ze zdumieniem pogląd, że PiS sięgnął po sfrustrowanych „ludzi". Śpieszę wyjaśnić, że autorowi chodziło o sędziów, o których chyba dla zmyłki napisał „ludzie". Skąd „ci ludzie" się wzięli? Czyżby PiS stanowiska w sądach zaczął obsadzać partyjnymi działaczami bez żadnego przygotowania jak – nie przymierzając – w spółkach Skarbu Państwa? No właśnie nie. Ci wszyscy „ludzie" są przecież sędziami. Powołanymi wiele lat temu. Bynajmniej nie przez PiS, tylko przez kolejnych prezydentów na wniosek niezależnej (jeszcze wówczas) Krajowej Rady Sądownictwa.

Ponoć ci „frustraci" to marginalna mniejszość. Być może. Proszę to jednak powiedzieć podsądnym, którzy akurat na nich trafili. Ile spraw prowadzili oni przez swoją karierę? Ilu ludzi skrzywdzili? Nie wiadomo, bo na stronach sądów nie ma o tym informacji. A to właśnie informacje o tym, jakie wyroki i w jakich sprawach wydawał jaki sędzia, są ważniejsze niż informacja o tym, jaki sędzia ma zegarek. To jest sprawa dla CBA – jeśli ma za drogi jak na dochody wykazywane w zeznaniach podatkowych. Nie dla stron postępowania sądowego.

Czytaj także: Konflikt o sądy przejęli dziś radykałowie

Nie uda się przywrócić wymiarowi sprawiedliwości należnego mu miejsca w systemie trójpodziału władzy, jeśli opory przeciwko zawłaszczaniu go przez PiS będą kojarzone z próbą prostej restytucji tego, co było wcześniej. Dopóki nie przyznamy się sami przed sobą, że system był zły, i nie wskażemy sposobu jego rzeczywistej zmiany, będziemy skazani na chaos prawny i polityczny. W przypadku wyborczej porażki PiS wyrzucenie jego sędziowskich nominatów i zastąpienie nominatami zwycięzców nie przywróci przecież sędziom i sądom autorytetu. Nie przywróci także z tego powodu, że należnym autorytetem sędziowie i sądy się nie cieszyły. Dlatego ich obrońcy znajdują się dziś w politycznej mniejszości. Ani politycy PiS nie znikną po ewentualnej porażce, ani ich najbardziej rozpaleni wyborcy.

Żeby coś zmienić w wymiarze sprawiedliwości, trzeba odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że ci „frustraci" zostali sędziami. Może jednak system selekcji jest zły. Może pomysły zgłaszane od lat przez niektóre środowiska, że stanowisko sędziego powinno być „koroną" zawodów prawniczych, warte są w końcu poważnego rozważenia? I wtedy trudniej będzie politycznym „frustratom" krzyczeć na prezes SN twierdzącą, że dla sędziego wynagrodzenie 10 tys. to rzeczywiście mało! Bo mało. Ale trzeba całkowicie zmienić sposób selekcjonowania i powoływania tych sędziów. I wtedy nie będzie problemu, że sędzia ma drogi zegarek.

Autor jest adwokatem, profesorem Uczelni Łazarskiego i szefem rady WEI

Przeczytałem ze zdumieniem pogląd, że PiS sięgnął po sfrustrowanych „ludzi". Śpieszę wyjaśnić, że autorowi chodziło o sędziów, o których chyba dla zmyłki napisał „ludzie". Skąd „ci ludzie" się wzięli? Czyżby PiS stanowiska w sądach zaczął obsadzać partyjnymi działaczami bez żadnego przygotowania jak – nie przymierzając – w spółkach Skarbu Państwa? No właśnie nie. Ci wszyscy „ludzie" są przecież sędziami. Powołanymi wiele lat temu. Bynajmniej nie przez PiS, tylko przez kolejnych prezydentów na wniosek niezależnej (jeszcze wówczas) Krajowej Rady Sądownictwa.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem