Między fikcją a praworządnością
Jaki to problem?
W Polsce mamy taką sytuację, że ład przestrzenny, który jest dobrem publicznym, nie jest chroniony przez konstytucję, a prawo własności wznosi się ponad interes społeczny. Jeśli ktoś ma swoją działkę, to może sobie na niej postawić, co chce – szyld, reklamę, billboard, każdy budynek, bo działka to jego własność. A jeśli ma mieszkanie, może mniej lub bardziej legalnie wynająć je na gabinet dentystyczny albo na hotel dla turystów na tzw. krótki wynajem. W wielu krajach w Europie jest to zabronione, u nas to plaga.
Samowole budowlane, brak ochrony ładu przestrzennego – skoro znamy te problemy, to jakie są pomysły na ich rozwiązanie?
Można to zrobić poprzez edukację, rozwój świadomości obywatelskiej i oczywiście poprzez nowe prawodawstwo, które musi nadążać za tą świadomością społeczną. W niektórych państwach w ogóle nie wolno budować, jeżeli na danym terenie nie ma miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. To na ogół akt prawny ustalony przez samorządy lokalne, przez prezydentów czy przez rady gminne. W Polsce typowe jest, że to urzędnik decyduje, jak ma wyglądać nasza przestrzeń. To znaczy można wybudować każdy, nawet najbrzydszy budynek na świecie, jeśli tylko jest zgodny z przepisami. Ludzie później pytają: jak to się stało, że ktoś się zgodził na budowę takiego molocha? Nikt się nie musiał zgadzać, bo nie ma nikogo odpowiedzialnego za nasz ład przestrzenny.