Promienny uśmiech i głos

W wieku 80 lat zmarł Karel Gott, czeski artysta, za którym szalały tysiące Polek oraz mnóstwo kobiet w wielu innych krajach.

Aktualizacja: 02.10.2019 18:25 Publikacja: 02.10.2019 18:14

Karel Gott „złoty głos Pragi”

Karel Gott „złoty głos Pragi”

Foto: AFP

W Polsce zwrócił na siebie uwagę na jednym z pierwszych festiwali w Sopocie w 1964 roku. Miał wtedy 25 lat i dopiero zaczynał karierę, rezygnując z pracy elektryka. Zdobył jedną z nagród za wykonanie polskiej piosenki „Kot Teofil" w naszym języku. U nas właściwie nikt jej nie znał, bo to nie był wybitny utwór, ale Karel Gott zrobił z niego niepokojącego bluesa.To nie był jednak gatunek muzyczny, które szczególnie go fascynował.

Zaczynał śpiewać w kawiarni nad Wełtawą, potem dorobił się własnego teatru w Pradze. Jego żywiołem była jednak wielka estrada, na której mógł dawać show, czarować kobiety uśmiechem, uwodzić głosem, który rzeczywiście miał wyjątkowy: jasny, czysty, pięknie brzmiący w całej skali. Ponieważ w młodszej generacji Polaków mało kto słuchał piosenek Karela Gotta, dodajmy, że u nas urodą głosu mógł się z nim równać jedynie Zbigniew Wodecki. Przejął zresztą jego piosenkę o pszczółce Mai.

Świat docenił Karela Gotta. W 1967 roku wydał pierwszą płytę w zachodnich Niemczech i pojechał na roczny kontrakt do Las Vegas. Wykorzystał tę szansę znacznie lepiej niż nasza Violetta Villas. Dla niego Vegas było początkiem prawdziwie międzynarodowej kariery.

W agencyjnych informacjach po śmierci Karela Gotta pojawiły się różne liczby wydanych przez niego płyt – od stu do prawie trzystu. Ta druga cyfra wydaje się bardziej prawdziwa, zważywszy na fakt, że oprócz albumów autorskich było też mnóstwo tzw. składanek z jego udziałem. Równie szacunkowe są dane w kwestii sprzedaży płyt, od 30 do 100 milionów. Obie te liczby są imponujące, a ta druga znów jest prawdziwsza, skoro tylko w Czechach i na Słowacji (dawniej Czechosłowacji) firma Supraphon sprzedała ich 15 milionów, za co Karelowi Gottowi przyznała specjalną Diamentową Płytę.

Śpiewał po czesku, niemiecku – miał niemieckie korzenie – angielsku, rosyjsku i włosku. Pojawiał się – i to wielokrotnie – we wszystkich chyba krajach Europy, śpiewał w obu Amerykach, w Azji i w Australii. Szczególną popularnością cieszył się w państwach niemieckojęzycznych, na Konkursie Eurowizji w 1968 roku reprezentował Austrię. Ale też ze swoim repertuarem doskonale wpasowywał się w estetykę niemieckiej muzyki pop.

Na szczęście Karel Gott nie dał się zaszufladkować. Jedni widzieli w nim czeskiego Elvisa Presleya, inni porównywali do Franka Sinatry czy Julia Iglesasia i oczywiście do Toma Jonesa. Z racji urody głosu niektórzy mówili, że to Luciano Pavarotti, a on umiejętnie korzystał z dorobku wszystkich tych artystów, pozostając Karelem Gottem.

Z wiekiem Karel Gott nie zwalniał tempa. Adaptował dla siebie znane przeboje, śpiewał nowe, własne piosenki, wydawał płyty, a przede wszystkim do ostatnich lat zapełniał publicznością wielkie hale, zwłaszcza w Niemczech czy w Szwajcarii. Tylko u nas wielka popularność Karela Gotta przygasła.

Ciekawe były jego relacje z władzami komunistycznej Czechosłowacji. Po interwencji 1968 roku pozostał na Zachodzie. Wrócił, znowu wyjeżdżał, ale na krótko, i ponownie wracał. Nie chciał narażać rodziny. W latach 70., kiedy jego kariera najmocniej rozkwitła, otrzymał w Czechosłowacji zgodę na swobodę w podróżowaniu po świecie, i długo umiał zachować polityczną neutralność. Jednak 1977 roku w odpowiedzi na Kartę 77 środowisk opozycyjnych firmował swą osobą reżimową antykartę. Jednocześnie śpiewał na nieoficjalnych koncertach o Janie Palachu, który spalił się w proteście przeciwko radzieckiej interwencji. Po 1989 roku mówił o błędach czasu komunizmu.

Czesi łatwo mu wybaczyli, dla nich nadal był „złotym głosem Pragi". Dorobił się muzeum. Namawiano go, by ubiegał się o urząd prezydenta. Odmówił.

Jesienią 2015 roku zdiagnozowano u niego nowotwór, ale wydawało się, że pokonał chorobę. Wrócił do koncertowania, w maju tego roku zaprezentował nową piosenkę, w lipcu obchodził 80. urodziny. Białaczka powróciła jednak, by go pokonać.

W Polsce zwrócił na siebie uwagę na jednym z pierwszych festiwali w Sopocie w 1964 roku. Miał wtedy 25 lat i dopiero zaczynał karierę, rezygnując z pracy elektryka. Zdobył jedną z nagród za wykonanie polskiej piosenki „Kot Teofil" w naszym języku. U nas właściwie nikt jej nie znał, bo to nie był wybitny utwór, ale Karel Gott zrobił z niego niepokojącego bluesa.To nie był jednak gatunek muzyczny, które szczególnie go fascynował.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”