Być może późna pora, okropna w Poznaniu aura lub też protesty katolickiej organizacji młodzieżowej (nazwała utwór Webbera „hipisowską hucpą”) sprawiły, że spora część wiernych zrezygnowała z oglądania artystycznej wizji ostatniego tygodnia życia Chrystusa. Ci, którzy nie rozjechali się do domów, gorącymi brawami nagradzali wykonawców.
Zrealizowany przez orkiestrę, chór i tancerzy Teatru Muzycznego w Poznaniu „Jezus Christ Superstar” podobał się kilkunastotysięcznej publiczności. W główną rolę Jezusa Chrystusa wcielił się Marek Piekarczyk – muzyk znany m.in. jako wokalista grupy TSA i odtwórca tej samej roli w gdyńskiej inscenizacji rock opery Webbera w 1987 roku. Partnerowali mu Janusz Kruchciński, jako Judasz i Anna Lasota wcielająca się w postać Marii Magdaleny.
Reżyser Sebastian Gonciarz dość specyficznie podszedł do koncertowej formuły i na szerokości jednej stadionowej trybuny, rozmieścił trzy sceny, na których rozgrywała się akcja i przemieszczali wykonawcy. Całość swym rozmachem mogła sprawiać wrażenie superprodukcji. Zaskakujące było jednak to, że jedną ze scen soliści dzielili z orkiestrą i chórem. Takie usytuowanie muzyków tworzyło znaczącą lukę między tym, co było słychać a wrażeniami wizualnymi, zwłaszcza w scenach rozgrywanych z dala od orkiestry. W dodatku część przestrzeni przysłonięto telebimami, na których wyświetlano wideo będące elementem scenografii (np. chmury lub rozbłyski świateł).
Akcje filmowano i prezentowano na kolejnych bocznych ekranach. Szkoda tylko, że realizator koordynujący pracę kamer nie pokazywał całości sceny, a uwagę skupiał na bliskich planach. W żaden sposób nie ułatwiało to śledzenie rozwoju wypadków, bo często nie było widać, do kogo bohaterzy kierują swoje słowa.
Realizatorzy dźwięku także nie ustrzegli się nawet wibrujących sprzężeń zwrotnych. Niestety, w żadnym stopniu nie opanowali oni stadionowej akustyki. Także gra świateł daleka była od doskonałości. Co więc przykuwało uwagę? Przede wszystkim – niezwykłe zaangażowanie wykonawców. Ogromnie ekspresyjny był Marek Piekarczyk, który zapadł w pamięć swym głosem, mimiką i ruchem scenicznym. Dobrze sekundowali mu pozostali soliści oraz balet choć wyczuwalne było, że lepiej by się wszyscy czuli w bardziej kameralnych warunkach, nawet gdyby stworzono je na tym samym stadionie.