409 miejsc szkoleniowych czeka dziś na przyszłych specjalistów chirurgii ogólnej. To rekord w dziedzinie, która jeszcze niedawno uznawana była za prestiżową. Skutek jest taki, że dyrektorzy szpitali mają kłopot z obsadzeniem dyżurów na oddziałach chirurgii w całym kraju i często odwołują operacje.
Braki coraz większe
Informację, że 9 z 21 sal na bloku operacyjnym szpitala na Banacha nie jest wykorzystywanych, podało w poniedziałek Radio TOK FM.
– Podobn jest w uniwersyteckich centrach klinicznych we Wrocławiu czy w Gdańsku. Lekarze zgłaszają też problemy w Mławie czy w Międzylesiu – mówi przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL Piotr Pisula.
Szef gdańskiego UCK Jakub Kraszewski twierdzi, że dziś sytuacja jest opanowana, choć w lecie centrum miało problem z obsadą pielęgniarską. Z kolei Piotr Pobrotyn, dyrektor UCK we Wrocławiu, tłumaczy, że nie wykorzystuje wszystkich sal, bo ogranicza go ryczałt z Narodowego Funduszu Zdrowia.
– Za zabiegi ponad ryczałt nikt szpitalom nie zapłaci. Dlatego ograniczają zabiegi i wykorzystywanie sal. Nie bez znaczenia są kłopoty z zatrudnieniem chirurgów czy anestezjologów – tłumaczy Jakub Szulc, ekspert EY, były wiceminister zdrowia.
Konsultant krajowy chirurgii ogólnej prof. Grzegorz Wallner przyznaje, że specjalistów tej dziedziny ubywa – w ciągu ostatnich czterech lat liczba specjalistów spadła o 18 proc.
Czytaj także:
– Według danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce jest blisko 9 tys. chirurgów ogólnych, w tym 6,1 tys. z drugim stopniem specjalizacji, a więc mogących pracować samodzielnie. Równie mało jest ich w Wielkiej Brytanii czy Holandii. Jestem przekonany, że ich liczba byłaby wystarczająca, by zaspokoić potrzeby Polaków, gdyby zdecydowano się na reorganizację systemu ochrony zdrowia – mówi prof. Wallner. Dodaje, że w Polsce działa 508 oddziałów chirurgii, jedna trzecia pacjentów dociera do nich w 15 minut, a dwie trzecie w 45 min. – Gdyby część oddziałów zlikwidowano, można by zapewnić obsadę na innych oddziałach, a pacjenci by na tym nie stracili. To jednak trudna decyzja polityczna. Na dzisiejsze problemy składa się rozproszenie personelu medycznego, który nie jest w stanie obsadzić wszystkich oddziałów – mówi prof. Wallner.
Prestiż się zmniejszył
Chirurdzy uciekają ze szpitali także z powodów finansowych. Za godzinę pracy na SOR mogą zarobić najwyżej 120 zł brutto, a najczęściej kilkadziesiąt. Tyle, ile interniści, którzy mają spokojniejszą pracę i nie muszą operować nocą.
– Prestiż tej specjalizacji się zmniejszył. Kiedyś na medycynę szło się, by zostać chirurgiem. Dziś blisko jedna trzecia miejsc na specjalizacji jest nieobsadzona, a średnia wieku chirurga to 56 lat. W efekcie rezydenci, zamiast operować, łatają braki kadrowe na SOR i trudno im skończyć specjalizację – mówi Krzysztof Hałabuz z PR OZZL, rezydent chirurgii ogólnej.
Opinia dla „Rzeczpospolitej”
Jerzy Wyszumirski, przewodniczący Związku Zawodowego Anestezjologów