„Jelenia Góra. Notorycznie w ‘eskach’ (zespołach specjalistycznych, czyli „S”, które prócz ratowników mają na pokładzie medyka) nie ma lekarzy. Wieluń. Lekarze dyżurują na SORze (szpitalny oddział ratunkowy) i S-ce jednocześnie, a ostatnio S coraz częściej bez obsady lekarskiej” – to fragment krążącego w internecie postu z Facebookowego profilu „To nie z mojej karetki”. – Niestety, zgodny z prawdą – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich i członek Rady Małopolskiego NFZ. – Lekarze masowo odchodzą z pogotowia w związku z wymaganiami, jakie nakłada na nich znowelizowana w 2017 r. ustawa o państwowym ratownictwie medycznym. Od przyszłego roku w karetce może jeździć jedynie lekarz ze specjalizacją z medycyny ratunkowej, a ci, którzy nie planują jej robić, już zaczynają rezygnować z pracy – dodaje.
"Erek coraz mniej"
Tymczasem medyków ratunkowych jest w Polsce niewielu – zgodnie z Krajowym Rejestrem Lekarzy prowadzonym przez Naczelną Izbę Lekarską, zawód wykonuje 1051 osób, z czego wielu wybiera pracę na SOR-ach. A, jak wynika z szacunków Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej (PTMR), potrzeba ich co najmniej 5 tys.
Nic dziwnego, że od 2014 r. liczba zespołów „S” zmniejszyła się o 205, z 590 do 385. Przybyło za to zespołów podstawowych, czyli „P”. W 2014 r. było ich 908, dziś jest już 1195.
Polskie Towarzystwo Medycyny Ratunkowej (PTMR) już na etapie prac legislacyjnych ostrzegało, że rozwiązania ograniczające liczbę lekarzy w pogotowiu zagrażają życiu i zdrowiu pacjentów.
- Zgodnie z dyrektywami unijnymi, do pacjenta w nagłym zagrożeniu zdrowotnym państwo powinno zagwarantować jak najszybsze dotarcie lekarza m rat bo to daje jak największe szanse na przeżycie i unikniecie cierpienia. My do tej pory tego nie przestrzegaliśmy. Pierwsza wersja ustawy o państwowym ratownictwie medycznym zakładała, że w karetkach powinni jeździć medycy ratunkowi, lekarze w trakcie tej specjalizacji lub lekarze specjalizacji pokrewnej, np. chirurgii. W kolejnej wersji ustawy ten wymóg oddalano, więc na specjalizowanie się w medycynie ratunkowej decydowało się coraz mniej lekarzy. Przez ostatnie lata było średnio ok. 100 nieobsadzonych miejsc rezydentur z medycyny ratunkowej rocznie – mówi prof. Juliusz Jakubaszko, były prezes PTMR, członek zarządu Europejskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej i członek zarządu Światowej Federacji Medycyny Ratunkowej.