Lekarze i ratownicy nie chca pracować na pogotowiu

Z pogotowia odeszło już większość lekarzy, a do exodusu szykują się ratownicy. O wiele bardziej opłaca im się pracować na oddziałach szpitalnych.

Aktualizacja: 07.08.2019 17:01 Publikacja: 07.08.2019 15:45

Lekarze i ratownicy nie chca pracować na pogotowiu

Foto: 123rf

„Jelenia Góra. Notorycznie w ‘eskach’ (zespołach specjalistycznych, czyli „S”, które prócz ratowników mają na pokładzie medyka) nie ma lekarzy. Wieluń. Lekarze dyżurują na SORze (szpitalny oddział ratunkowy) i S-ce jednocześnie, a ostatnio S coraz częściej bez obsady lekarskiej” – to fragment krążącego w internecie postu z Facebookowego profilu „To nie z mojej karetki”. – Niestety, zgodny z prawdą – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich i członek Rady Małopolskiego NFZ. – Lekarze masowo odchodzą z pogotowia w związku z wymaganiami, jakie nakłada na nich znowelizowana w 2017 r. ustawa o państwowym ratownictwie medycznym. Od przyszłego roku w karetce może jeździć jedynie lekarz ze specjalizacją z medycyny ratunkowej, a ci, którzy nie planują jej robić, już zaczynają rezygnować z pracy – dodaje.

"Erek coraz mniej"

Tymczasem medyków ratunkowych jest w Polsce niewielu – zgodnie z Krajowym Rejestrem Lekarzy prowadzonym przez Naczelną Izbę Lekarską, zawód wykonuje 1051 osób, z czego wielu wybiera pracę na SOR-ach. A, jak wynika z szacunków Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej (PTMR), potrzeba ich co najmniej 5 tys.

Nic dziwnego, że od 2014 r. liczba zespołów „S” zmniejszyła się o 205, z 590 do 385. Przybyło za to zespołów podstawowych, czyli „P”. W 2014 r. było ich 908, dziś jest już 1195.

Polskie Towarzystwo Medycyny Ratunkowej (PTMR) już na etapie prac legislacyjnych ostrzegało, że rozwiązania ograniczające liczbę lekarzy w pogotowiu zagrażają życiu i zdrowiu pacjentów.

- Zgodnie z dyrektywami unijnymi, do pacjenta w nagłym zagrożeniu zdrowotnym państwo powinno zagwarantować jak najszybsze dotarcie lekarza m rat bo to daje jak największe szanse na przeżycie i unikniecie cierpienia. My do tej pory tego nie przestrzegaliśmy. Pierwsza wersja ustawy o państwowym ratownictwie medycznym zakładała, że w karetkach powinni jeździć medycy ratunkowi, lekarze w trakcie tej specjalizacji lub lekarze specjalizacji pokrewnej, np. chirurgii. W kolejnej wersji ustawy ten wymóg oddalano, więc na specjalizowanie się w medycynie ratunkowej decydowało się coraz mniej lekarzy. Przez ostatnie lata było średnio ok. 100 nieobsadzonych miejsc rezydentur z medycyny ratunkowej rocznie – mówi prof. Juliusz Jakubaszko, były prezes PTMR, członek zarządu Europejskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej i członek zarządu Światowej Federacji Medycyny Ratunkowej.

- Za dwa-trzy lata w ogóle nie będzie lekarzy w karetkach – uważa Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. – Choćby dlatego, że nie będzie się opłacało ich zatrudniać. Już dziś normą jest stawka 100 zł za godzinę, a dochodzi do takich patologii, jak w Wigilię, gdzie w niektórych rejonach za godzinę dyżuru płacono lekarzom po 400-500 zł za godzinę. Dyrektorzy pogotowia woleli zapłacić kilkanaście tysięcy złotych lekarzowi niż kilkaset tysięcy kary za niedotrzymanie warunków kontraktu z NFZ – mówi Roman Badach-Rogowski.

Ale bardziej niepokoi go, że z pogotowia zaczynają odchodzić ratownicy medyczni. – Myślą: po co mam się narażać, pracować w upale, na mrozie czy w deszczu, chodzić po gruzowiskach, po melinach, gdy mogę chodzić w kapciach po oddziale, na którym w dodatku dostanę większe pieniądze. Bo dziś ratownik w szpitalu zarabia o wiele więcej – tłumaczy Badach-Rogowski.

Ostatnio coraz więcej jego kolegów po fachu decyduje się na studia pielęgniarskie:– Są do tego zmuszani, bo z pracy ratownika nie są w stanie utrzymać rodziny. A w pielęgniarstwie, po ostatnich podwyżkach, można dziś zarobić przyzwoite pieniądze. I tak ludzie, którzy marzyli o tym, by ratować ludzkie życie, lądują na oddziałach - ubolewa.

Sytuacji nie ratuje nawet dodatek dla ratowników, 4x400 zł brutto wywalczony w porozumieniu z 2017 r.

Jak wynika z planu finansowego NFZ na 2019 r., w tym roku na ratownictwo zostanie przeznaczonych o 111,3 mln zł więcej niż w 2018 r.

„Jelenia Góra. Notorycznie w ‘eskach’ (zespołach specjalistycznych, czyli „S”, które prócz ratowników mają na pokładzie medyka) nie ma lekarzy. Wieluń. Lekarze dyżurują na SORze (szpitalny oddział ratunkowy) i S-ce jednocześnie, a ostatnio S coraz częściej bez obsady lekarskiej” – to fragment krążącego w internecie postu z Facebookowego profilu „To nie z mojej karetki”. – Niestety, zgodny z prawdą – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich i członek Rady Małopolskiego NFZ. – Lekarze masowo odchodzą z pogotowia w związku z wymaganiami, jakie nakłada na nich znowelizowana w 2017 r. ustawa o państwowym ratownictwie medycznym. Od przyszłego roku w karetce może jeździć jedynie lekarz ze specjalizacją z medycyny ratunkowej, a ci, którzy nie planują jej robić, już zaczynają rezygnować z pracy – dodaje.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów