Limuzyna, którą 10 lutego poruszała się premier Beata Szydło, tuż przed kolizją mogła gnać po ulicach Oświęcimia z prędkością nawet 90 km/h.
Z nieoficjalnych informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że rejestratory, które na zlecenie prokuratury zbadał biegły, wykazały, iż kierowca audi wcisnął hamulec, gdy na liczniku było 85 km/h. Szacuje się, że czas, jaki mija pomiędzy zdjęciem nogi z gazu a naciśnięciem hamulca, wynosi ok. 1,5 sekundy. A to pozwala zakładać, że tuż przed hamowaniem samochód jechał szybciej.
Mariusz Błaszczak, minister spraw wewnętrznych i administracji, dzień po wypadku zapewniał, że kolumna aut poruszała się z godnie z przepisami, z prędkością ok. 50 km/h – takie ograniczenie obowiązywało na ulicy, gdzie doszło do zdarzenia.
– To, że w chwili podjęcia manewru hamowania licznik wskazywał więcej, nie wyklucza faktu, iż samochód przemierzał trasę z dozwoloną prędkością – mówi nasz informator. – Podczas wyprzedzania instynktownie dodaje się gazu, by szybciej wykonać manewr – sugeruje.
To, czy kierowca rządowego auta tuż przed zderzeniem z drzewem dodał gazu, aby wyminąć seicento, ustalają biegli powołani przez krakowską prokuraturę.