Obecny metropolita katowicki miał się dopuścić zaniedbań w czasie, gdy pełnił funkcję biskupa tarnowskiego (1998-2011). Piszę „miał”, bo z komunikatu archidiecezji krakowskiej, która na zlecenie Stolicy Apostolskiej prowadziła postępowanie wyjaśniające nie wynika to wprost. Sugerują to li tylko decyzje, które w odniesieniu do swojej osoby podjął sam hierarcha. Rezygnując ze stanowisk zajmowanych w Konferencji Episkopatu Polski i zobowiązując się do finansowego wsparcia wydatków diecezji tarnowskiej, związanych z wykorzystaniem seksualnym małoletnich, uznał niejako swoją winę.

Zadziwiać może brak rezygnacji z funkcji metropolity katowickiego – co przez wielu było oczekiwane. Wydaje się jednak, że prośbę abp. Skworca o wyznaczenie koadiutora – czyli biskupa z prawem następstwa – należy odczytywać jako rezygnację złożoną w bardzo dyplomatyczny sposób, przy jednoczesnej zgodzie Stolicy Apostolskiej.

Na korzyść abp. Skworca mogło bowiem zadziałać to, że sam poprosił o zbadanie zarzutów, które go dotyczyły i deklarował, że weźmie odpowiedzialność za swoje ewentualne zaniedbania. Nie jest wykluczone, że brano pod uwagę również to, iż w tej chwili w archidiecezji katowickiej sprawy dotyczące wykorzystywania seksualnego małoletnich załatwiane są niemal wzorcowo. W takiej sytuacji trudno byłoby brutalnie zrzucać biskupa z tronu. Trzeba znaleźć jakiś inny sposób.

Archidiecezja katowicka ma obecnie trzech biskupów pomocniczych. Razem z metropolitą i arcybiskupem seniorem, jest w niej zatem pięciu biskupów. Sam arcybiskup Skworc ma 73 lata – do osiągnięcia wieku emerytalnego brakuje mu dwóch lat. W tej sytuacji powoływanie koadiutora wydaje się być ruchem bez sensu. A jednak można sobie wyobrazić to, że papież takiego koadiutora wyznacza, a kilka dni później abp Skworc przekazuje mu władzę w diecezji, argumentując swoje odejście stanem zdrowia. Odejdzie nie wyniku potwierdzonych zaniedbań, lecz ze względów zdrowotnych.

Doskonały ruch pijarowy. Tylko czy o takie ruchy w tym wszystkim chodzi?