Wyniki rocznego rozliczenia składki zdrowotnej przedsiębiorców pokazują czarno na białym, że coś jest nie tak z systemem jej poboru. Tysiące zwrotów dla przedsiębiorców i koniecznych dopłat, w tym nawet po milionie złotych i więcej, to tylko czubek góry lodowej, najbardziej spektakularna część problemu. A jest i niewidoczna – miliony godzin mitręgi polskich przedsiębiorców i księgowych nad comiesięcznymi raportami RCA do ZUS. Polski Ład PiS, zamiast uporządkować system poboru składki, zrobił z niego pospolity polski… – i tu ciśnie się na usta i pod pióro pełne emocji słowo, którego w poważnej gazecie się unika.
Czytaj więcej:
Dlaczego składka zdrowotna nie jest składką?
Już sama nazwa „składka zdrowotna” jest kłamstwem. W stylu „demokracji socjalistycznej”, jak nazywali ustrój PRL jego komunistyczni władcy. Owszem był wtedy socjalizm, tzw. realny, ale demokracji – ani grama. Podobnie dzisiaj jest ze składką zdrowotną. Owszem, idzie ona do Narodowego Funduszu Zdrowia, ale składką nie jest. Bo w ubezpieczeniach otrzymywane świadczenie powinno być co do zasady adekwatne do wpłaconych pieniędzy, a nie jest w najmniejszym stopniu, o czym się przekonuje każdy, kto usiłował zapisać się „na NFZ” do lekarza specjalisty. Nic dziwnego, że lepiej uposażeni kupują abonamenty i ubezpieczenia zdrowotne. I płacą podwójnie.
Składka zdrowotna dzieli Polaków? Niepotrzebnie
Na dodatek zmiany, jakie poczynił Polski Ład w owej tzw. składce, mocno uderzyły po kieszeni przedsiębiorców, którzy mają uzasadnione poczucie krzywdy. Rodzimi lewicowcy uderzyli w próby rekompensaty i obniżki, lansując tezę, że osoby na etatach płacą więcej. Dyskretnie przy tym przemilczeli, że np. rolnicy płacą po symbolicznej złotówce miesięcznie od hektara przeliczeniowego gospodarstwa. I tak oto sprawa, która powinna być przedmiotem konsensusu (zapomniane słowo z lat 90., kiedy jakimś cudem Polacy się dogadywali), stała się obiektem tarć i wzajemnych oskarżeń. Ale można z tego wybrnąć.
Czytaj więcej: